Ta potrawa kojarzy się tak jak corrida – z Hiszpanią. Tymczasem na areny walki z bykami można trafić także w Portugalii, gdzie zwierzaka nie wolno zranić, bo to żadna sztuka, w Camargue we Francji, gdzie trzeba bykowi zerwać wstążeczkę spomiędzy rogów, i w Nimes – na rzymskich arenach – gdzie corrida przypomina tę „hiszpańską”. Wszędzie tam również można spróbować paelli.
Paella jest wymysłem hiszpańskim, a konkretnie pochodzi z Walencji. Gotowana jest na patelni przypominającej wok, który ma jednak dwa uchwyty. To dzięki nim daje się „przerzucać” gotowaną zawartość z miejsca na miejsce i mieszać ją, tak jak czynią to azjatyccy kucharze.
Naczynie, w którym przygotowuje się paellę, jest niezwykle ważne. Bez niego trudno sobie wyobrazić smażenie na przykład wielkich krewetek gambasów. Zresztą nazwa potrawy pochodzi od łacińskiego słowa patella, które oznaczało metalowe naczynie, w jakim Rzymianie składali ofiary bogom. No, a nasza „patelnia” to już dwa kroki od tego.
Techniki przygotowania potrawy są przeróżne, i nie ma się co o nie spierać. Paella z Nimes jest przepyszna i często ją według tamtejszego przepisu przyrządzamy w domu. Głównym naszym odstępstwem jest ryż, najważniejszy składnik naszego dania. Do paelli powinno się używać średnioziarnistego. Można kupić taki, na którego opakowaniu zaznaczono, że jest specjalnie przeznaczony do tej potrawy. Czerwony z Camargue, czarny czy długoziarnisty odpadają, bo to muszą być ziarnka, które wchłoną cały aromat i sok z tego, co się gotuje, gdyż w tym tkwi istota tej potrawy. Możliwości jest wiele. Są tacy, którzy dodają wino, inni buliony rybne i mięso królika.
Uwaga turyści! W niektórych restauracjach zamiast szafranu dodaje się… sztuczny pomarańczowy barwnik. Robi się tak w trosce o cenę, bo szafran jest najdroższą przyprawą świata, chociaż jednym z głównych jego producentów jest właśnie Hiszpania. Szafran pachnie – barwniki nie za bardzo.
W Walencji prawdziwa paella to ta, która jest przygotowana na płonącym drewnie, bo w ten sposób naczynie jest w sercu płomieni i potrawa wchłania zapach palącego się drewna. Ponoć wtedy łatwiej jest doprowadzić do scorrada – chrupiącej skorupki na wierzchu potrawy. Na tej z Nimes chrupiącej skórki nie ma, ale pychota i tak rozsadzała kubeczki smakowe.
Na patelnię wlewamy olej, sypiemy posiekaną szalotkę i czosnek. Ryż do risotto. Obrane ze skórki pomidory. Pokrojoną w plasterki ostrą kiełbaskę hiszpańską chorizo. Zamrożone owoce morza – małe ośmiorniczki, kalmary i małe krewetki. Papryka. Duże krewetki. Mule w skorupkach. Wszystko pod pokrywką. Nieco curry. Szafran. Kurze udka oddzielnie. A do tego – no dobra, niech tym razem będzie – rose, prowansalskie zimne rose – nieco landrynkowe.