X

Wyszukiwarka portalu iFrancja

Tygodnik Angora – Autokarem po socjal

Artykuł wprowadzono: 15 listopada 2014

Angora mini
Europejski Trybunał Sprawiedliwości w Luksemburgu uznał, że państwo Unii może odmówić wypłaty świadczeń socjalnych osobie pochodzącej z innego kraju. Może to oznaczać zakończenie procederu zwanego turystyką socjalną. Dotknęłoby to wielu Polaków, wykorzystujących łagodne do tej pory przepisy wobec „poszukiwaczy zasiłków”.



brzezinski rys

Komisja Europejska z zadowoleniem przyjęła decyzję podjętą w Luksemburgu, bo jej zdaniem „sytuacja dzięki temu staje się bardziej jednoznaczna”. Według Brukseli „swoboda poruszania się obywateli Unii po terytoriach należących do niej państw nie oznacza automatycznie wolnego dla każdego dostępu do pomocy socjalnej”.
Sprawa zaczęła się od 25-letniej Rumunki, którą w Lipsku odesłano z kwitkiem z urzędu przyznającego zapomogi. Ona i jej syn przebywali w Niemczech dłużej niż trzy miesiące i w związku z tym powinni mieć kartę stałego pobytu, a takiej nie mieli. Dlatego według urzędu w Lipsku pomoc socjalna im nie przysługiwała. Kobieta odwołała się do Luksemburga, ale tam nie uznano jej skargi.
W Niemczech większość partii przyjęła orzeczenie Trybunału z zadowoleniem. W Brukseli uznano, że jest to sygnał dla eurosceptyków, że Unia Europejska nie przymyka oczu na „turystykę socjalną”. W Wielkiej Brytanii nie kryto satysfakcji. – Wreszcie zrobiono to, o czym od dawna mówiliśmy – skomentował werdykt Duncan Smith, sekretarz stanu do spraw emerytur i pracy. We Francji tylko skrajna lewica była niezadowolona.

Model francuski
Nad Sekwaną z jednej strony odezwały się głosy, że rozpęta się teraz burza polemik, że najbogatsze państwa Unii nie robią nic, aby pomóc tym najbiedniejszym. Z drugiej strony, przeciwnicy pomocy socjalnej udzielanej cudzoziemcom, w tym sympatycy Frontu Narodowego, zacierają ręce i liczą, jak będą to wielkie oszczędności dla skarbu państwa. Na dwoje dzieci przysługuje dodatek w wysokości 130 euro miesięcznie, na troje – niemal 300 euro, na czworo – 460 euro. W 2013 roku 4,5 miliona rodzin otrzymało pomoc w wysokości 13 miliardów euro. 1,3 miliona osób skorzystało z minimalnej zapomogi (RSA), wahającej się w zależności od sytuacji osobistej od 509 do 916 euro, co daje razem 7,6 miliarda euro. Pomoc dla osób starszych to 800 euro dla jednej osoby i 1242 euro dla pary, razem 2,2 miliarda euro. Wsparcie otrzymują także osoby niepełnosprawne. W sumie zamyka się to w 31 miliardach euro, a pieniądze te otrzymują zarówno Francuzi, jak i obcokrajowcy. Osobny rozdział (też wliczany do rachunku) to państwowa pomoc medyczna, czyli opłaty za leczenie, szpitale i lekarstwa. Jest ona bezpłatna dla cudzoziemców, nawet dla tych, którzy nie mają uregulowanego prawa pobytu we Francji, natomiast obywatel francuski musi razem z ubezpieczalnią ponosić część kosztów leczenia, chyba że ma ubezpieczenie dodatkowe, ale to kosztowna sprawa. Z tej formy pomocy medycznej państwa skorzystało w ubiegłym roku ponad 250 tysięcy obcokrajowców.

Antoine Math, naukowiec z Instytutu Badań Socjologicznych i Ekonomicznych, uważa, że decyzja w Luksemburgu zapadła z pobudek czysto politycznych i nie przystaje do obecnej sytuacji, a ta nie drgnie pod względem liczby cudzoziemców korzystających z pomocy państwa francuskiego. Dla przykładu wśród osób, którym w 2013 roku przyznano wspomniane RSA, było 13,4 proc. cudzoziemców, w tym 1,2 proc. obywateli państw Unii. Te liczby nie zmieniły się od 2002 roku.

Na ławeczce
W merostwie jednego z podparyskich miasteczek najpierw odsyłano mnie od jednego urzędnika do drugiego, a w końcu szefowa działu socjalnego orzekła, że nie wolno im udzielać informacji na temat liczb dotyczących pomocy przyznawanej cudzoziemcom. Instytutowi Statystycznemu prawo zabrania prowadzenia badań pod kątem etnicznym. I dlatego chociaż każdy wie, że to nie rodziny białych Francuzów są wielodzietne, lecz afrykańskie, i to one najwięcej korzystają z różnych form pomocy finansowej państwa, to nie ma na to żadnych danych naukowych, bo takich badań robić nie wolno.
Na szczęście obok merostwa stała ławeczka, z której dochodziła polska mowa. Początkowo panowie (było ich trzech), podobnie jak większość moich rozmówców, nie chcieli na ten temat dyskutować, ale postawione im piwo, rozwiązało języki. – Widzi pan. Takim braniem zapomogi, to nie ma się czym chwalić. Rzecz wstydliwa. Dlatego nie chcieliśmy z panem gadać. No ale bierzemy kasę, bo można, chociaż jest coraz trudniej – przyznał jeden. A drugi, pracujący w Polsce jako mechanik samochodowy, oświadczył, że „woli we Francji być na zapomodze niż w kraju harować”.
Podobne w treści opinie sformułował pewien drobny przedsiębiorca, który opowiedział mi, jak to „z litości” przyjął do sekretariatu młodą Polkę. – Ale ja od razu się zorientowałem, że jej tak naprawdę to nie chodzi o pracę i zarobienie paru groszy. Ona chciała przepracować wymagane prawem pół roku i przejść na bezrobocie. I tak się stało.



W jednej z organizacji charytatywnych zajmujących się pomaganiem bezdomnym, mieszkającym na ulicach Paryża Polakom, w ich kontaktach z francuskimi instytucjami mogącymi im dać dach nad głową i talerz zupy, dowiedziałem się, że często przychodzą rodacy, którzy bez żenady, na progu „walą z grubej rury”. – Niech mi pani powie, jak można wyciągnąć trochę pieniędzy na zapomogę? Kobieta wspomina, że „kiedyś przybywały tutaj całe wycieczki socjalne”. – Z autokarów wysypywały się tabuny ludzi, którzy pędzili do różnych instytucji, by ubiegać się o pomoc finansową. Mieli świetnie rozłożony na czynniki pierwsze francuski system opieki społecznej.

Mąż pani Elżbiety (prosiła o zmianę imienia) stracił w Polsce pracę. Przyjechał do Francji namówiony przez znajomego. Jakiś czas pracował we francuskiej firmie budowlanej, więc do Paryża ściągnął rodzinę. Ale firma splajtowała. Obydwoje byli zmuszeni skorzystać z RSA. Po pewnym czasie mąż pani Elżbiety założył własne przedsiębiorstwo, a ona, magister pedagogiki, zakasała rękawy i zarabia sprzątaniem. Pani Elżbieta wspomina kontakty z „turystami socjalnymi”. – Mój znajomy najpierw przyjeżdżał sam, potem z ciotką, którą niby meldował u siebie, a potem z całą rodziną. Zgarniali 500 euro na głowę. Wracali do Polski. Za to tam się dało żyć – powiada. I dodaje, że „wielu żerowało na tym, co państwo francuskie miało do zaoferowania jako pomoc socjalną”. Wspomina sytuację, że gdy wynajmowali mieszkanie od Polaka, to ten kazał im płacić 100 proc. za energię elektryczną, a gdy przyjechała w odwiedziny matka, to zażądał podwyżki, bo „pewnie więcej prądu pójdzie”, a przecież dostawał od państwa francuskiego nie tylko „socjal”, ale i zwrot połowy rachunku za elektryczność. Pani Elżbieta wspomina, że pomogła jej pewna Francuzka, która mieszkała na tej samej klatce schodowej. To ona wyjaśniła Elżbiecie, dokąd ma pójść, by ubiegać się o pomoc i jakie ma prawa. – Polacy rodakom nie pomogą. Szybciej nogę podstawią – stwierdza pani Elżbieta.
I ona, i pracownica organizacji charytatywnej są co do tego zgodne, że Francuzi stali się znacznie bardziej podejrzliwi i wymagają większej ilości różnego rodzaju papierów, zanim rozpatrzą podanie o pomoc dla cudzoziemca. – Kiedyś wystarczyło oświadczenie pod słowem honoru, trochę paranoja, ale tak było. No i potwierdzenie pobytu. Dzisiaj potrzebne są sterty papierów, że się nie ma mieszkania w Polsce, nie pobiera się tam żadnej zapomogi, dowody, że się nie ma na życie – mówią kobiety. Mnożą się kontrole z Kasy Ubezpieczalni, sprawdzane jest, czy dzieci chodzą do szkoły.
Jeden z panów na ławeczce ma na to swoje sposoby. Nowych przepisów z Luksemburga się nie boi. Jest co do nich sceptyczny także naukowiec Antoine Math. To ma, według niego, „symboliczne znaczenie, niczego w rzeczywistości nie zmieni”. Jednak w organizacjach charytatywnych pomagających Polakom da się wyczuć, że teraz nie będzie tak łatwo dostać parę euro od państwa francuskiego.

Marek Brzeziński




Najpopularniejsze

Zobacz także