X

Wyszukiwarka portalu iFrancja

Tygodnik Angora – paryska „Kultura”

Artykuł wprowadzono: 20 września 2014

Angora mini
Stary dom ze swoimi mansardami, łamanymi dachami, obrośnięty winem, wygląda jak z baśni, a nastrojowej atmosfery dodają wiekowe świerki. Ten dom i te świerki, to miejsce i ten nastrój, który wzrasta w miarę zagłębiania się we wnętrze domu pełne książek i pamiątek – to paryska „Kultura”. Przez dziesięciolecia tętniące źródło wolnej myśli, które próbowała zakneblować cenzura. Dzisiaj każdy, nie ruszając się ze swego fotela, może odbyć podróż w ten niezwykły czas. Wirtualnie odwiedzić Maison-Laffitte.


W przededniu 14. rocznicy śmierci Jerzego Giedroycia, twórcy Instytutu Literackiego, Redaktora, uroczyście zainaugurowano portal „Kultury”. I tak zaczęła ona swoje nowe życie. – Redaktorowi zawsze zależało na tym, by dotrzeć do jak najszerszego kręgu czytelników – mówi Wojciech Sikora, prezes Stowarzyszenia Instytut Literacki „Kultura”. Na portalu zamieszczono biogramy Jerzego Giedroycia, ujętego na fotografii w towarzystwie nieznośnego cocker-spaniela Faksa, postrachu wszystkich dziennikarzy. Są tam i notki biograficzne około 150 osób z „Kulturą” związanych, a bywali tutaj i na jej łamach pisali Leszek Kołakowski, Czesław Miłosz, Sławomir Mrożek, Stefan Kisielewski, Witold Gombrowicz, Marek Hłasko, Gustaw Herling-Grudziński czy autor „Szkiców piórkiem” – Andrzej Bobkowski. Niektóre biogramy są niepełne, jak ten Macieja Morawskiego, legendarnej postaci Polonii nad Sekwaną, ograniczający się jak na razie do imienia, nazwiska i daty urodzenia.
– Cała „Kultura” – 637 numerów i 171 Zeszytów Historycznych – zostało cyfrowo zapisanych – wyjaśnia Wojciech Sikora, gdy udajemy się nieco w bok od „ogrodu zimowego” – oszklonej werandy, na której odbywa się prezentacja portalu. Idzie to nieco opornie, bo nagle na całym świecie ludzie zaczęli na niego wchodzić, gdy minęła magiczna 16 – godzina jego uruchomienia. – Jeśli chodzi o dokumenty czy korespondencję Redaktora Giedroycia, to jest to zaledwie ułamek – ciągnie Wojciech Sikora. – Trzeba pamiętać o tym, że listów Redaktora jest około 150 tysięcy. To jest absolutny epistolograficzny rekord świata XX wieku. My zamieszczamy tam w tej chwili nieco ponad sto, ale to jest oczywiście początek. Dokumentów mamy około 180 metrów bieżących. Wszystkiego nie możemy zaprezentować na portalu, bo to jest praktycznie niemożliwe w przypadku tak wielkiego archiwum.

Jerzy Giedroyc pisał listy przez kalkę, co znakomicie ułatwia pracę archiwistom, bo list wysłany do adresata nie ginął gdzieś w świecie, lecz trafiał w postaci kopii do archiwum. – A przecież są jeszcze 143 tomy wycinków prasowych – dodaje Anna Bernhardt, która wraz ze Stanisławem Mancewiczem opracowała portal. Trwało to dwa lata. – Od pomysłu do realizacji rzeczywiście tyle zajęło czasu – uśmiecha się i wyjaśnia: – Jerzy Giedroyc wycinał z prasy wszystko, co pisała ona o Instytucie Literackim, o „Kulturze” i o ludziach z nią związanych. Są tam wycinki z prasy polskiej z czasów PRL-u, jak i z efemerycznych gazet, na przykład z wychodzącego przez dwa lata Biuletynu Inżynierów Polskich w Buenos Aires.

– To tylko czubek góry lodowej. W głównym budynku oraz w bibliotece znajduje się 35 tysięcy woluminów książek. W 90 procentach gotowy jest ich inwentarz, ale na portalu będzie można na razie znaleźć tylko okładki wszystkich książek wydanych przez Instytut Literacki – wyjaśnia Anna Bernhardt, podkreślając, że to miejsce w dalszym ciągu tętni życiem.
Na portalu umieszczono także informacje o konferencjach, spotkaniach, wystawach, a nową formą kontaktu z odbiorcą są blogi, do których prowadzenia już zgłosiło się wielu chętnych. – Jaka szkoda, że o tym nie wie przeciętny zjadacz bagietki – wzdycha mer Mesnil-Le-Roi. Napisał książkę o swojej miejscowości, w której wspominał o tym, iż w pięknym, jak to ujął, „normandzkim” domu na uboczu, tętni serce życia kulturalnego Polski. – Francuzi sobie z tego nie zdają sprawy, co mają u swego boku – mówi mer Serge Caseris. I dodaje, że jeśli już, to mieszkańcy Mesnil-Le-Roi kojarzą jedynie Józefa Czapskiego, bo „mężczyzny tak ogromnego wzrostu, gdy spacerował po ścieżkach okolicznych lasów, nie sposób nie zapamiętać” – powiada, sam wysoki i szczupły, w popielatym garniturze. Obok niego podryguje jak fryga, na czarno odziany, filigranowy, sięgający mu do łokcia Jacques Myard, mer Maison-Laffitte. – U nas wszyscy wiedzą, co to „Kultura” – mówi z dumą. Tryska z niego energia. Jest na każdej imprezie, która tutaj się odbywa. Pamięta, jak dwóch prezydentów RP i Litwy przybyło, aby nadać Redaktorowi tytuł honorowego obywatela państwa litewskiego. Myard jest deputowanym. Anglofil. Germanofil. „Umysł przedni, bardzo oddany Instytutowi Literackiemu” – jak mi powiedziano w „Kulturze”. Ale co robi tutaj aż dwóch merów? Ano powiedz „Kultura”, a każdemu Polakowi, od Bugu po Rzekę św. Wawrzyńca kojarzy się ona z Maison-Laffitte.

Tymczasem kilkanaście lat temu przesunięto administracyjne granice o 50 metrów i siedziba „Kultury” mieści się w Le Mesnil-le-Roi. I to dlatego tam, w kościółku z szarego kamienia w stylu gotyku „płomienistego”, odbyły się uroczystości żałobne, gdy odchodzili Jerzy Giedroyć, Zofia i Zygmunt Hertzowie, Józef Czapski, a potem ostatni z Nich – Henryk Giedroyc.
– To spotkanie w Maison-Laffitte ma niesłychane znaczenie, bo udowadnia, iż Instytut Literacki założony przez Jerzego Giedroycia w 1946 roku jest nadal źródłem żywej myśli politycznej – mówi Maciej Klimczak, minister z Kancelarii Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, który przybył do siedziby „Kultury”, aby wziąć udział w uroczystości. Minister Klimczak, stojąc pod świerkami pamiętającymi początki „Kultury”, snuł refleksję, że dzięki portalowi tak powszechny dostęp do archiwów Instytutu Literackiego „pozwoli się zastanowić nad tym, jakie było przesłanie Jerzego Giedroycia i co z tego wynika dla współczesnych”.
„Kultura”, Instytut Literacki były na indeksie. Cenzura ostro działała, aby przeciętny Polak nad Wisłą nic o tym ośrodku polskiej myśli niezależnej nie wiedział. Ale wiedzieli wszyscy. Czy dzisiaj to miejsce nie jest nieco pokryte patyną i nie odeszło w zapomnienie? Minister Michał Klimczak uważa, że nowe wirtualne wcielenie „Kultury” jest ogromną szansą dla tych wszystkich, którzy nie mogą się wybrać w podróż do Paryża i do Maison-Laffitte. Bo „Kultura” zaprasza na wirtualny spacer…
Idziesz ścieżką wykładaną kamiennymi płytami. Wchodzisz do przedpokoju; to tam Faks obszczekiwał i szarpał za nogawki spodni wchodzących gości. Idziesz na wprost – to ogród zimowy. Na lewo gabinet Redaktora w nietkniętym od Jego odejścia stanie. W głębi portret Gombrowicza sporządzony przez Czapskiego. Schody i hall z galerią obrazów. Pokoje: Zofii Hertz i biała skrzynia ozdobiona ludowymi wzorami w kwiaty; Redaktora, w którym książek niewiele, za to na ścianach szable i buzdygan; cieszący światłem pokój Zygmunta Hertza; pracownia malarska Józefa Czapskiego, biura, biblioteka, jadalnia, piwnice i pełne książek pomieszczenia, w których przy komputerach ustawionych pośrodku wiekowych biurek wciąż wrze praca. Inny świat naszym się staje dzięki jednemu kliknięciu. Bo „Kultura” jak żaglowiec nie ma wyjścia – raz wodowana musi płynąć przez morza i oceany dziejów i myśli.

Tekst i fot.: Marek Brzeziński




Najpopularniejsze

Zobacz także