X

Wyszukiwarka portalu iFrancja

Skretyniałe czasy

Artykuł wprowadzono: 5 czerwca 2021

Paryski nie-co-dziennik

Jestem siedliskiem geniuszu. Jestem nieśmiertelny. Jestem w stanie permanentnej erekcji intelektualnej. Moje emocje mają doskonałą formę czteropośladkowego continuum i są delikatne jak najsubtelniejsza materia wszechświata. Budząc się każdego ranka, doświadczam niespotykanego zachwytu bycia Salvadorem Dali – tak błaznował najbardziej rozpoznawalny artysta XX wieku. Czy tylko dlatego, że ten „wielki masturbator” uzależniony od sławy i pieniędzy żył – jak twierdził – w „skretyniałych czasach”?

Dali show zawładnął paryskim Atelier des Lumières, gdzie w czasie schyłkowej (miejmy nadzieję) zarazy zainaugurowano multimedialną, immersyjną wystawę „Dali, niekończąca się zagadka”. Jego dzieła – obrazy, rysunki, instalacje, filmy, a także materiały archiwalne dokumentujące życie surrealisty – zaprezentowano w formie gigantycznych projekcji na murach dawnej betonowej sali fabrycznej sięgających 10 metrów wysokości. Efektu immersji dopełniła muzyka Pink Floydów w tej cyfrowej alternatywie dla tradycyjnego muzeum albo jarmarcznej rozrywce, jak chcą inni.

W młodości Dali bawił się różnymi „izmami” – impresjonizmem, puentylizmem, futuryzmem, kubizmem, fowizmem. Do paryskich surrealistów przystąpił jako współtwórca filmu Buñuela „Pies andaluzyjski”. Przyjął zasadę, że będzie odrzucał wszystko, co podlega racjonalnemu wyjaśnieniu. W ten sposób wrota do irracjonalizmu zostały otwarte! Ekscentryczny twórca miękkich zegarów i płonących żyraf miał obsesję śmierci pod postacią nagich ciał oraz potrzebę tworzenia obrazów przepełnionych seksualnymi symbolami, co nazywano erotycznym delirium. Czaszka kopulująca z fortepianem, dziewica masturbująca się własną cnotą, falliczny chleb. Wymyślał też podobne obiekty, jak słynną sofę w kształcie ust hollywoodzkiej gwiazdy Mae West w kolorze „szokującego różu”. Piękno jest sumą świadomości naszych zboczeń – pisał. – Dla mnie erotyzm musi być brzydki, estetyka boska, a śmierć piękna. Robił happeningi i instalacje, był prekursorem sztuki performance.

W Paryżu szukał kobiety, która zaakceptuje jego erotyczne fantazje. I znalazł, gdy spotkał Eluarda i jego żonę – rosyjską imigrantkę Helenę Diakonoff. Gdy kończył portret poety, Helena nie była już kobietą Francuza, a Galą, która zdominowała świat Dalego. Została jego żoną, muzą, opiekunką. Leczyła go z zahamowań, szaleństw, histerii, chroniła przed innymi i sobą samym. Malarz ją ubóstwiał, obdarzał ekstrawaganckim kultem za życia i po jej śmierci. Ona jest moją krwią, tlenem, aniołem (…) nietzscheańską apoteozą woli najwyższej mocy kobiecej; nadkobietą pchaną gwałtownością własnych antyprotonów.

Katalończyk nie przepadał za Paryżem „buzującym jak kocioł czarownic”. Uważał się za jedynego autentycznego surrealistę. Surrealizm to ja. Popadł w konflikt z Bretonem, przywódcą „akademickich surrealistów”, jak nazywał jego ruch, z którego został wyrzucony. Szukał odnowienia sztuki w nauce. Porzucił swego duchowego ojca Freuda, by zostać synem Heisenberga, twórcy mechaniki kwantowej. Przeszedł na paranoiczno-krytyczny mistycyzm polegający na potrójnej syntezie: klasycznego malarstwa, wieku atomu i głębokiej duchowości łączonej z erotyką. Mój mistycyzm jest nie tylko religijny, ale też nuklearny i halucynogenny; a erotyzm to królewska droga ducha bożego.

Dali prowokator, Dali megaloman, Dali narkoman pychy – zajechał pewnego dnia rolls-royce’em pod Sorbonę, by wygłosić wykład o fenomenologicznych aspektach swej paranoiczno-krytycznej metody, jaką przeciwstawiał pasywnemu automatyzmowi Bretona. Perorował o irracjonalności i asocjacjach delirycznych powstałych z obsesyjnych idei. Uwodził atawizmem kulinarnym. Wierzę tylko w to, co zjem. Wszystko zaczyna się w ustach i szuka drogi do ciała. Piękno będzie jadalne albo nie będzie go wcale.

Za artystyczny testament Dalego, owoc jego czterdziestu lat poszukiwań, uchodzi „Połów tuńczyków” – obraz, w którym połączył różne style, jakich wcześniej używał: surrealizm, akademizm, puentylizm, action painting, taszyzm, abstrakcja geometryczna, pop-art, op-art, sztuka psychodeliczna. Odwołał się do idei francuskiego filozofa, paleontologa i księdza Teilharda de Chardina, do jego koncepcji skończonego kosmosu w punkcie, którym dla malarza był ów tytułowy połów tuńczyków.

Dziesięć lat przed śmiertelnym atakiem serca Dali został członkiem paryskiej Académie des Beaux-Arts. Upierał się, że imię Salvador (po hiszpańsku zbawca) nosi nieprzypadkowo, bowiem to jemu jest pisana rola zbawcy. Zbawcy sztuki zagrożonej abstrakcjonizmem i innymi anarchicznymi „izmami”. Porównywał się do Nietzschego, z tą różnicą, że w przeciwieństwie do filozofa on nie zwariował. Jedyne, co odróżnia mnie od wariata, to to, że nim nie jestem. Lecz czasy, w których żył, uważał za „skretyniałe”. Zmieniał więc sztukę w deliryczny teatr, odgrywając w nim rolę surrealistycznego błazna. Całe moje życie było teatrem. Dlatego też zaprojektowane przez siebie muzeum w rodzinnym Figueres nazwał Teatro Museo Dali.

Żyrafy płoną, a czas „miękkich zegarów” pożera siebie i wszystko wokół. Nie ma pewności, że skretyniałe czasy minęły wraz z Dalim. Jest za to inna pewność: Jedyną rzeczą, jakiej świat nigdy nie ma dość, jest przesada. Jeszcze tylko słówko Hiszpana o futbolówce, która niedługo zapanuje nad Europą: Sztuka nie jest podobna do futbolu, w sztuce większość goli strzela się z najgorszych pozycji. Może to i dobry omen dla naszych w tym surrealistycznym śnie.  

Leszek Turkiewicz




Najpopularniejsze

Zobacz także