Według źródeł zbliżonych do rządowych wiek ustawowy miałby zostać podniesiony do 63 lat w 2027 r., a następnie do 64 lat w 2030 r. Wiązałoby się to także z wydłużeniem wymaganego okresu składkowego niezbędnego do uzyskania pełnej stawki emerytury do 43 lat w perspektywie 2035 roku. Pierwotnie wiek miał zostać podniesiony do 65 lat. Obniżenie pułapu wiekowego jest efektem poszukiwań przez rząd społecznego kompromisu i poparcia w tej sprawie.
Wiadomo jednak, że zarówno związki zawodowe, jak i większość opozycji są przeciwne tej reformie. Według instytutu sondażowego Ifop sprzeciwia się jej dwie trzecie Francuzów.
W sobotę, 7 stycznia na ulice kilku francuskich miast wyszły „żółte kamizelki”, aby potępić m.in. inflację i zbliżającą się reformę emerytalną. Według danych Ministerstwa Spraw Wewnętrznych w całej Francji maszerowało 4700 osób, w tym 2000 w Paryżu.
Eksperci wskazują jednak na konieczność reformy systemu emerytalnego i realną groźbę jego bankructwa, jeśli takie reformy nie zostaną przeprowadzone. Minister ds. finansów publicznych Gabriel Attal na łamach „Journal du Dimanche” ostrzega, że „bez reform w ciągu dwudziestu pięciu lat pojawi się 500 miliardów euro dodatkowego zadłużenia. Innymi słowy: reforma albo bankructwo”. Jego zdaniem rozwiązaniem problemu nie jest jednak proponowane przez związki podniesienie składek, bo to uderzyłoby m.in. w rynek pracy.
Reforma emerytalna była głównym projektem społecznym Emmanuela Macrona już w 2017 roku. W jej realizacji przeszkodziła jednak pandemia Covid. W 2022 r. kwestia emerytur znalazła się w centrum nowej kampanii prezydenckiej. Jego zdaniem dłuższy okres pracy jest niezbędny do zapewnienia równowagi systemu repartycyjnego – opartego na umowie międzypokoleniowej. Bez tego trudno będzie myśleć o inwestycjach w ochronę klimatu, szkolnictwo czy służbę zdrowia. [MK]