Korespondencja własna
Po raz pierwszy zmierzono się w stolicy Francji z ortografią polską. Bój trwał dwa dni. Nie było pułapek w rodzaju – „dżdżownica drży w dżdżu”, ale i tak uczestnicy nie mieli łatwego zadania.
Niewielki, ale przytulny dziedziniec Szkoły Polskiej przy rue Lamande w XVII Dzielnicy Paryża. Przekraczamy okazałą bramę, za którą kłębi się tłum dzieci i rodziców. Pierwszego dnia dyktando odbywa się w dwóch kategoriach wiekowych – dla uczniów szkół podstawowych i gimnazjów.
Zabytkowa szkoła trzeszczy w szwach. W zmaganiach udział wzięło ponad 320 osób. Jak wyjaśnia dyrektor szkoły Konrad Leszczyński, instytucję założyli ponad 170 lat temu polscy emigranci, którzy po powstaniu listopadowym schronili się nad Sekwaną. Początkowo polscy uczniowie nosili mundurki będące kopiami mundurów Gwardii Narodowej, z guzikami z Orłem i Pogonią, oraz rogatywki. Znaczne sumy pieniędzy na szkołę zebrano w czasie koncertu Fryderyka Chopina. Przedsięwzięcie wspomagali generał Lafayette i syn pisarza Iwana Turgieniewa – Nikołaj, a przede wszystkim przywódcy polskiej emigracji z Ksawerym Branickim na czele. W szkole 40 nauczycieli prowadzi 1400 uczniów od podstawówki po maturę. Na każdym kroku tablice i plansze przypominają zarówno o tamtych czasach, jak i o współczesnej Polsce.
Dyktando zorganizowano z inicjatywy szkoły, razem z innymi placówkami tego typu w regionie paryskim oraz z portalem internetowym iFrancja, który ma służyć Polakom mieszkającym nad Sekwaną i Rodanem informacjami dotyczącymi różnych spraw francuskich – od prawa po kuchnię, a Polakom przyjeżdżającym z kraju ułatwić poruszanie się po Francji. Pan Rafał, założyciel portalu, w którym publikowane są także przedruki artykułów z „Angory”, opowiada, jak to kiedyś zagubiony kierowca skontaktował się z portalem z prośbą o pomoc, bo „on nie zna francuskiego, a jego samochód zepsuł się na autostradzie”.
(Fot. iFrancja)
Dyktando dla uczniów
„Ostatnio w bibliotece szkolnej pojawił się żarłoczny szkodnik – mól książkowy. Zaczął podjadać książki stojące równymi rzędami na półkach i już nieco zakurzone”. Z takimi pułapkami ortograficznymi musieli się zmierzyć najmłodsi uczestnicy dyktanda, uczniowie klas V i VI. W ich szkołach odbyły się najpierw eliminacje, a cytowany tekst pochodzi z fazy finałowej. I oni, i gimnazjaliści z klas I – III uskarżali się najbardziej na interpunkcję, mieli bowiem problemy z tym, w którym miejscu postawić przecinek. Na to samo zresztą narzekali dorośli piszący dyktando nazajutrz, a salę rozbawiła czytająca tekst Elisabeth Duda, która w pierwszym zdaniu zawiesiła na chwilę głos, po czym huknęła jak z armaty, że „teraz należy postawić przecinek”. Aktorka ze zdziwieniem przyjęła reakcję piszących, którzy byli zachwyceni tą „podpowiedzią”, gdyż w polskim dyktandzie nie mówi się, w którym miejscu znajdują się znaki przestankowe, zaś w dyktandzie francuskim, cieszącym się tu wielkim powodzeniem, a w którym biorą udział tysiące Francuzów, dyktujący wyjaśnia, kiedy stawia się przecinek, kiedy kropkę, a w którym miejscu średnik.
Krzysztof, gimnazjalista ze szkoły św. Genowefy, przyznał, że dla niego trudnością była pisownia „razem i osobno”, jak na przykład: „Dźwięk mojego czarno-srebrnego budzika jest jednym z najnieprzyjemniejszych, jakie słyszę co dzień rano”. Poza dyktandami pisanymi w szkole „nie mieliśmy żadnych specjalnych treningów w domu” – przyznaje jedna z dziewcząt stojących na dziedzińcu. – Powtarzałem wyjątki z u i o kreskowanym, z ch i z h – mówi Krzysztof, a z kolei Daniel, który pisał tekst dla klas V – VI, uważa, że: – Dobrym przetarciem były dyktanda w eliminacjach, które przebrnąłem z jednym błędem. Młodzi ludzie często w domu mówią po polsku, ale między sobą, w szkole czy z rodzeństwem – po francusku. Zdarza się, że mówią do rodziców po francusku, a ci odpowiadają po polsku.
Urodzeni we Francji 11-letni Piotruś i 14-letnia Irena, którzy w Polsce są raz do roku, należą do rzadkości. Nie tylko w domu, ale i między sobą rozmawiają po polsku. Dyktando dla „podstawówki” najlepiej napisała Esmira Mirabdullajewa, Azerka, którą polskiego nauczyła babcia. Dziewczynka wędruje po całej Europie. Co kilka lat przenosi się z miejsca na miejsce. Gdy pojawiła się w szkole przy rue Lamande, nie chciano jej zapisać, bo „nie jest Polką, i nie da sobie rady”. Zapewniła, że podoła obowiązkom. Jest wyśmienitą uczennicą.
Dorośli łapią za pióra
Swoje „narzędzia” do pisania trzeba zostawić w torbie. Organizatorzy rozdają wszystkim identyczne białe długopisy z logo jednego ze sponsorów. Na kartkach widnieją kody. Nie ma żadnych nazwisk. W auli czuć atmosferę emocji. W szkolnej ławce zasiadł ambasador RP Tomasz Orłowski. Dyktando pisze także jego żona Aleksandra. Obok mnie pani, która mieszka we Francji od ćwierć wieku. Do Paryża przyjechała z Londynu. Pani Barbara jest już na emeryturze i działa w liczącym tak jak szkoła ponad 170 lat Towarzystwie Opieki nad Polskimi Zabytkami i Grobami Historycznymi we Francji. Rozmowa z panią Barbarą jest jak czytanie przewodnika po polskich grobach na Pe`re-Lachaise, cmentarzu Montmartre czy Montparnasse.
Piszący mieszkają we Francji od dwóch lat do pół wieku. Są i tacy, którzy maturę pisali w Szkole Polskiej przy rue Lamande 60 lat temu. Tekst dla dorosłych to zabawna historyjka o Francuzie, który – ku zdumieniu bliskich i przyjaciół – postanawia się przenieść do Polski, do Krakowa. Największym dla niego zaskoczeniem jest panująca tam zimowa pogoda oraz kuchnia, a tęskni jedynie za francuską sztuką gotowania. I właśnie terminologia kulinarna stanowi jedną z głównych trudności w dyktandzie. – Nie miałam pojęcia, co to są przegrzebki i omułki – przyznała pani Barbara.
Gdy po zakończeniu pisania i oddaniu kartek z dyktandem omawiano niektóre jego „rafy”, i Elisabeth Duda powiedziała, że „omułki” piszemy „przez u zwykłe”, to pół sali ze zdumieniem wykrzyknęło: – Jak to? Myśleliśmy, że przez o z kreską. Jedna z piszących osób przyznała, że miała kłopoty z nazwą ryby „żabnica”, bo podejrzewała w tym ortograficzną zasadzkę. Dla mieszkającego od dwóch lat we Francji Pawła dyktando nie było trudne, poza polską odmianą francuskich imion i nazwisk. Wielu piszących myliło imię Charles w wersji angielskiej i francuskiej. Pisownia jest identyczna, ale wymowa inna, i to ona decyduje o tym, że odmiana angielskiej wersji Karola wygląda tak: „było to dziwne dla Charlesa”, a francuska – „dla Charles’a”. Podobnie należało postąpić w przypadku nazwy „lotnisko de Gaulle’a”. – Ja popłynąłem przy de Gaulle’u – przyznaje Paweł.
Inny tekst pisali cudzoziemcy. – Po raz pierwszy na świecie, a ja o czymś takim nie słyszałem, żeby w polskim dyktandzie chcieli wziąć udział Francuzi, którzy nauczyli się polskiego – mówi profesor Władysław Miodunka z Uniwersytetu Jagiellońskiego, autor dyktanda. W tej części „zagranicznej” imprezy w Szkole Polskiej brali udział nie tylko Francuzi, ale także Rosjanie i Gruzini, a pierwszą nagrodą w tej kategorii był pobyt w Polsce dla dwóch osób. Atmosfera na dziedzińcu jak na pikniku, toteż nikomu nie dłużyło się czekanie na sprawdzenie dyktand przez jury. Był stragan z polskimi przysmakami – od ptasiego mleczka po ogórki konserwowe i żurek. W innym miejscu sprzedawano książki o Polsce. Ku uciesze dzieci była wata cukrowa, a nie tylko najmłodsi cieszyli się na widok kosza pełnego krówek. Była również kiełbasa z rusztu i upieczone przez rodziców ciasta.
Marek Brzeziński