X

Wyszukiwarka portalu iFrancja

Prezydenci (Tygodnik Angora)

Artykuł wprowadzono: 1 października 2016

Paryski nie-co-dziennik

Sztuka Aborygenów, Papuasów, Majów, Inków, Azteków, zbiory z Oceanii, Afryki, Azji, Ameryk – to Musée Quai Branly niedaleko wieży Eiffla, jedno z największych na świecie muzeów kultur pozaeuropejskich. W 10. rocznicę powstania oddaje hołd swemu założycielowi wystawą „Jacques Chirac, czyli dialog kultur”, no i zmianą nazwy na muzeum jego imienia. To już paryski zwyczaj, że prezydenci Francji w taki oto sposób stawiają sobie pomniki. Jest „Centrum Pompidou”, muzeum sztuki współczesnej, o którego budowie decyzję podjął prezydent Georges Pompidou, jest Biblioteka Narodowa François Mitterranda, po waszyngtońskiej największa na świecie.



Chociaż Francja ponad 200 lat temu obcięła głowę monarchii, to z blichtrem władzy nie skończyła. Zwyczaje króla przejęła Jego Prezydencka Wysokość, co zajmuje Pałac Elizejski wzniesiony dla hrabiego Evreux. W tej wytwornej budowli prezydenci Francji rezydują od 1873 roku. Majestatu dodają marmury z Carrary, obicia z Aubusson, porcelana z Sèvres. Każdy kolejny prezydent – zanim wzniesie pomnik swego miłościwego panowania – na swój sposób urządza 365 pałacowych pomieszczeń. Może w tym celu skorzystać z 15 tys. zabytkowych przedmiotów, jakie ma do dyspozycji, albo nabyć nowe. Za kilka miesięcy Francuzi wybiorą nową Prezydencką Wysokość, więc przedwyborcze igrzyska już trwają. Zaostrza się licytacja, mnożą mityngi, oracje, prezentacje. Jacques Chirac, żywy monument przy Quai Branly 37, od dawna nie ma wątpliwości. – On jest najlepszy z nas – tak mówił o swym pierwszym premierze Alainie Juppé.

71-letni Juppé to wieloletni mer Bordeaux, doświadczony centroprawicowy polityk cieszący się opinią męża stanu, ba, „ojca narodu”, choć popularnym premierem nie był. Jego program cięć wydatków budżetowych napotkał potężny opór społeczny, co zmusiło go do wycofania się z reformy państwa opiekuńczego. Został też skazany na 14 miesięcy w zawieszeniu i roczny zakaz pełnienia funkcji publicznych po aferze w paryskim merostwie, gdzie na fikcyjnych etatach zatrudniano działaczy partyjnych (środki miały zasilać fundusz wyborczy Chiraca). Powrócił do polityki w 2006 roku. Dziś to jedyny polityk, który według sondaży może mieć lepszy wynik w pierwszej turze wyborów prezydenckich od skrajnie prawicowej Marine Le Pen. Jak przystało na ojca narodu, chce chronić tożsamość Francji: „Co znaczy być Francuzem poza faktem posiadania francuskiego paszportu? – pyta. Tożsamość narodowa stała się tabu, ma konotację konserwatywną, wręcz reakcyjną. Powinniśmy wziąć odpowiedzialność za nasze chrześcijańskie korzenie, to nasza kulturowa i historyczna rzeczywistość. Zaprzeczać jej, to zaprzeczać temu, kim jesteśmy”.

O tym, czy dostanie szansę, aby zasiąść w Pałacu Elizejskim, zadecydują pierwsze prawybory prawicy (20 i 27 listopada), które wyłonią oficjalnego championa prawicowego ugrupowania. Jego najgroźniejszym partyjnym rywalem jest Nicolas Sarkozy, były prezydent o celebryckim wizerunku, zżerany przez narcyzm i wielkie ego, który podjął drugi wyścig o władzę. Zaczął od przechrzczenia partii UMP na „Republikanie” i rachunku sumienia: Byłem irytujący, zbyt ostentacyjnie korzystałem z luksusu, będę inny, lepszy – po czym przeszedł do clou swego programu, czyli bezpieczeństwa Francji w hybrydowej wojnie, jaką jej wydali dżihadyści: Trzeba zablokować imigrację, deportować radykalnych imamów, a podejrzanych o terroryzm umieszczać w obozach internowania na wzór amerykańskiego Guantanamo, trzeba…

Albo zdominować rywali, albo zaskoczyć wyborców – to dwie strategie wygrania wyborów prezydenckich. Pierwszą przyjęli Sarkozy i Juppé, drugą – „Emmanuel Macron, bankier, który chce być królem”. Tak brzmi tytuł jednej z książek o enfant terrible francuskiej polityki, do niedawna pieszczochu prezydenta François Hollande’a, który wprowadził go na swój dwór, czyniąc ministrem gospodarki. Ale 38-letni Macron porzucił dryfujący socjalistyczny rząd Vallsa, wymykając się spod kurateli swego politycznego stwórcy „Monsieur 10 procent” (tak niskie sondaże ma urzędujący prezydent), by zająć jego miejsce w Pałacu Elizejskim. Hollande zapowiedział, że o drugą kadencję będzie zabiegał tylko wtedy, gdy zdoła zmniejszyć bezrobocie, ale to wciąż mu się nie udaje.

Macron dopiero od dwóch lat jest w polityce – tak błyskotliwej kariery nikt w V Republice nie widział. Założył ruch społeczny „Idąc naprzód” (En marche), który, co programowo podkreśla, „nie jest ani lewicą, ani prawicą”. Głosi śmierć partiokracji i cynizmu politycznego establishmentu. Na polach politycznej ruiny, między zdewastowaną lewicą i podzieloną prawicą, chce siać ziarno zgody jako nowy „apostoł życzliwości”. Działa w tandemie z 20 lat starszą żoną, jego licealną nauczycielką francuskiego, którą uczynił swoim ministrem pogody ducha.

Tak jak Macron zdradził Hollande’a, tak politycznego ojcobójstwa dokonała Marine Le Pen, wyrzucając ojca z partii w ramach oddemonizowania skrajnie prawicowego Frontu Narodowego. Rozważa też zmianę nazwy FN, by złamać pewną barierę psychologiczną dla niezdecydowanych wyborców. Za kilka miesięcy powtórzy „casus 21 kwietnia” (z 2002 roku), kiedy diabeł skrajnej prawicy, Jean-Marie Le Pen, sprawił polityczne trzęsienie ziemi, przechodząc do drugiej tury wyborów i przegrywając w pierwszej z Chirakiem różnicą zaledwie 860 tys. głosów. Teraz jego „frontowa córa” stanie na drodze do Pałacu Elizejskiego „kandydatowi wszystkich demokratów”, ale tym razem nie będzie to trzęsienie ziemi, a polityczny realizm.



Najpopularniejsze

Zobacz także