X

Wyszukiwarka portalu iFrancja

Pocałunek Diabła – Paryski nie-co-dziennik – Tygodnik Angora

Artykuł wprowadzono: 20 lutego 2016

To było niesamowite, kiedy zagrali w Olympii piosenkę Kiss the Devil („Pocałuj Diabła”) wykonywaną w chwili pierwszych strzałów dżihadystów w sali Bataclan. Trudno mi było tego słuchać, bo dźwięk perkusji przywołuje serię z kałasznikowa – mówił Le Parisien jeden z ocalałych z paryskiej rzezi, zaproszony na dokończony po trzech miesiącach koncert kalifornijskiej grupy rockowej Eagles of Death Metal.



Przez 150 lat Bataclan przy bulwarze Woltera łączono z operetką Offenbacha „Ba-ta-clan”, a od tragicznego piątku, 13 listopada, już tylko z piekłem, jakie zrobili tam islamscy terroryści, którzy zabili 90 uczestników koncertu, a kilkudziesięciu ranili (dwunastu do dziś jest hospitalizowanych). Sala koncertowa, w której występowali m.in. Genesis, Nazareth, Nick Cave czy Robbie Williams, stała się jednym z celów skoordynowanych ataków przeprowadzonych w kilku częściach miasta. Już wcześniej była obiektem gróźb, bo należała do dwóch żydowskich braci, którzy sprzedali ją dwa miesiące przed zamachem i wyjechali do Izraela. Muzycy Eagles of Death Metal (Orły śmierci) atak przeżyli i przerwany koncert dokończyli 16 lutego w legendarnej Olympii, tam, gdzie przed laty wpadał Bóg, kiedy się nudził, jak mawiał Léo Ferré.

Bóg wpadał do Olympii posłuchać przy bulwarze Kapucynów Piaf, Greco, Brassensa, Brela, Aznavoura, Dalidy, również Sinatry, Armstronga, Dylana, Hendrixa, Stonesów czy Beatlesów, a wraz z Nim odwiedziło mityczny music-hall trzy miliardy widzów. Magię sali z olbrzymim balkonem i charakterystyczną czerwoną kurtyną podnoszoną co wieczór nad sceną tworzyły niezapomniane koncerty. Krótkie, długie, bolesne. Na przykład Billie Holiday była tak zmęczona, że wytrzymała tylko 20 minut na scenie. Nie pomógł ani gin, ani inne wyszukane sposoby podtrzymania jej bezwładnego ciała przy fortepianie. Gorąco zachęcana przez widownię zdołała zaśpiewać Billie’s Blues i cała poddała się alkoholowi. Rok później nie żyła. Z kolei początkującej Janis Joplin przyszło wyśpiewać słynne Summertime Gershwina dla zaledwie 300 osób. Ukazały się recenzje: brzydka, zniewalająca, wstrząsająca, ale jak fascynująco pije bezdenną, głębinową whisky. Na afiszu najczęściej pojawiało się nazwisko Gilberta Bécaud, 27 razy, a dziś na tym samym afiszu po raz pierwszy są Eagles of Death Metal.

Bóg już od dawna nie pojawia się w Olympii, ale lider Orłów śmierci, Jesse Hughes, ma nadzieję, że tym razem znów tam był. – Bóg mi pomógł, moja wiara się wzmocniła – wyznał. – Od tej tragedii widzę ludzi szlachetnych, jak troszczą się o innych, a nie pogrążają w nienawiści. Nasze serce bije, nie udało się go zniszczyć. Wszystkich ocalałych w Bataclan, ok. 900 osób, zaproszono do Olympii. Ponad połowa odpowiedziała obecnością na koncercie. Dla jednych była to celebracja życia, dla innych część posttraumatycznej terapii grupowej z udziałem 30 psychologów i psychiatrów obecnych na sali. Tego wieczoru słynny music-hall otoczono kordonem ochronnym; zamienił się w fortecę pilnowaną przez uzbrojonych w długą broń funkcjonariuszy. Trzeba było przejść przez pięć kontroli, żeby dostać się do środka, gdzie 40 stacji telewizyjnych relacjonowało to nadzwyczajne wydarzenie muzyczne. Koncert zaczął się dźwiękami piosenki – „Jest 5 rano, Paryż się budzi” Jacquesa Dutronca, po której zatrzęsły się ściany od owacji i… po chwili ciszy w hołdzie zabitym eksplodowała gitara Hughesa, jedyna broń lidera Eagles of Death Metal.

Rock triumfował. Do późna w nocy na bulwarze Kapucynów tłum kontynuował celebrę życia – piwem, winem, popalaniem trawki i zabawą. Ale o świcie wstał kolejny dzień stanu wyjątkowego. Służby porządkowe mają prawo do rewizji mieszkań, bez nakazu sędziego śledczego. W strefach zagrożenia można wprowadzić godzinę policyjną, zakazać zgromadzeń, pozamykać kawiarnie, kina, teatry. To prawo ekshumowane z czasu wojny w Algierii, później jeszcze dwa raz zastosowane: we francuskiej Nowej Kaledonii, w latach 1984 – 1985, podczas kryzysu kaledońskiego i przed dekadą po 12 nocach zamieszek w podparyskich przedmieściach, których przemoc rozlała się po całym kraju. Płonęły wtedy posterunki policji, urzędy, szkoły, transport publiczny, szpitale, kościoły. Były ofiary śmiertelne. Bezpośrednią przyczyną buntu młodzieży pochodzenia afroarabskiego była śmierć dwóch nastolatków porażonych prądem, którzy ukryli się w transformatorze, uciekając przed policją.

Po zamachach dżihadystów idą czasy nieporównanie trudniejsze. Przypomnijmy: – Zamachy w Paryżu to akt wojny ze strony Państwa Islamskiego (François Hollande); To fragment trzeciej wojny światowej prowadzonej „w kawałkach” (papież Franciszek); To atak nie tylko na Paryż i Francuzów, ale na całą ludzkość i uniwersalne wartości, które dzielimy (Barack Obama). Dorzućmy do tego zimną wojnę proklamowaną przez Miedwiediewa, a zabrzmi swoisty Koncert mocarstw, inaczej Czwórprzymierze z czasów „Ba-ta-clanu” Offenbacha – Koncert, który skończył się wybuchem wojny światowej.
– Kto pokocha diabła? Kto zaśpiewa jego pieśń? – krzyczą Orły śmierci w swym songu Kiss the Devil.



Najpopularniejsze

Zobacz także

Wydarzenia

Ogłoszenia