X

Wyszukiwarka portalu iFrancja

Pląs Rodina – Paryski nie-co-dziennik

Artykuł wprowadzono: 23 czerwca 2018




Natura zmajstrowała życie, życie – radość, a radość – taniec, co bywa ulotnym pląsem sztuki, któremu artystycznej wiekuistości dodał Auguste Rodin, o czym przypomina paryska wystawa – „Rodin i taniec” w Musée Rodin, dawnym pałacu Biron, gdzie francuski Michał Anioł mieszkał, płacąc za czynsz rzeźbami.

Wystawę zaczyna słynne zdanie Fryderyka Nietzschego z Tako rzecze Zaratustra: „Uważajmy dzień za stracony, w którym chociaż raz nie zatańczymy”. Oddaje ono archaiczną potrzebę kołysania biodrami łączącą w sobie żywioł dionizyjski z ambicją apolińskiej harmonii. Taniec jako synteza sztuk, jako archetypiczna tajemnica, co jak rzeka płynie, zmienia się, ulega metamorfozie, ale jego istota tak u ujścia, jak i u źródła jest ta sama. Sztuka perfekcji ruchu, harmonii, rytmu i ciszy. To przez swój rytm świat istnieje i z każdym uderzeniem stopy o ziemię ginie – po to tylko, by na nowo się narodzić. Taki taniec autor „Myśliciela”, „Pocałunku”, „Ręki Boga” czy „Bramy piekieł” – no i, oczywiście, finezyjnej serii „Tancerek” – próbował zaklinać w kamieniu.

Taniec był w centrum artystycznych zainteresowań Rodina. Przez całą twórczość poszukiwał formy dla ekspresji ciała w ruchu, jego energii i relacji z otaczającą go przestrzenią, dla języka gestu wyrażającego myśl i uczucia ujawniające się w jego choreografii. Ciała jako żywej architektury, dynamicznej równowagi między przeciwstawnymi siłami, napięciami, sklepieniami podtrzymywanymi przez atlanta i kariatydę. Rzeźba i taniec – wspólna pracą nad ciałem, kreacja nowych form wyrażających pasje duszy. Na tej urodzajnej glebie Rodin spotkał i pracował z najwybitniejszymi tancerkami i akrobatkami epoki. Ekspozycja przywołuje pamięć o Loïe Fuller, Carmen Damedoz, Isadorze Duncan, Aldzie Moreno, Ocie His zwanej Hanako, Ruth Saint-Denis czy o Wacławie Niżyńskim.




Isadorę Duncan Rodin poznał w ogrodach Meudon, gdzie ta wielka amerykańska tancerka dla niego tańczyła. Matka tańca nowoczesnego, która w 1900 roku osiedliła się w Paryżu i stworzyła formułę tańca wyzwolonego (free dance). Ostentacyjnie odrzuciła ascetyzm klasycznych technik tanecznych. Zdjęła baletki i tańczyła boso, co wówczas było szokującym zuchwalstwem. Prowokowała. Tańczyła z rozpuszczonymi włosami, ubrana w obcisły trykot, zwiewną przeźroczystą woalkę, krótką tunikę albo długą suknię przepasaną w talii. Dawała solowe recitale na scenie i w plenerze, oparte na improwizacji. Inspirowała wielu artystów belle époque zafascynowanych jej sztuką ciała w ruchu. Taniec, jak mawiała, rodzi się w niej bez zbędnej klasycznej techniki, jest deklaracją wolności, wynurza się z natury jej ciała, które rzeźbi w przestrzeni, ożywia dźwiękiem i ciszą („Moje ciało, jak ośmiornica, chłonie wszystko, co napotka przed sobą, oddając mózgowi tylko to, co jemu samemu jest zbędne”). Isadora dążyła do odrodzenia naturalnych źródeł tańca, opierając się na wzorach antycznej Grecji. Tańczyła swoje życie na granicy mistyki, by doświadczyć archetypicznej tajemnicy ruchu.

Francuski rzeźbiarz spotykał też słynną akrobatkę Aldę Moreno. Również Loïe Fuller, inną wielką Amerykankę, gwiazdę Opery Paryskiej i paryskich kabaretów, która zrewolucjonizowała sztukę sceniczną tzw. tańcem serpentynowym. Rodina inspirował także Niżyński, jeden z najwybitniejszych tancerzy i choreo­grafów XX wieku. Urodził się on w rodzinie polskich tancerzy występujących w Operze Warszawskiej oraz wędrownej trupie tanecznej. Niżyński tańczył w Paryżu w rosyjskim zespole Diagilewa. Zachwycał niespotykaną ekspresyjnością, żywiołowością, dynamizmem (został pochowany na cmentarzu Montmartre).

„Łatwo jest uwierzyć w Boga, który potrafi tańczyć” – to inny cytat z Nie­tzschego. Do 22 lipca taką boską świątynią jest pałac Biron otoczony letnim ogrodem róż. Boga można tam szukać pośród rodinowskich „pląsających” rzeźb, figur, szkiców, także fotografii i filmów. Lecz przede wszystkim w tańcu, który jest wizua­lną deklaracją różnych form miłości, czasem takiej, co i śmierci dotyka. Miłość, co to się wynurza z tajemnej nicości, ucieleśniając cały zamęt naszego życia. Dziś wydaje się, że przeżywa pewien kryzys, ustępując miejsca miłosnej konsumpcji, zachciance banalnego użycia. Jest wszędzie, ale trudno jej na dłużej zagrzać miejsce, jakby zagubiła gdzieś swoją aurę tajemnicy unoszącą się nad ciałami kochanków. Kiedyś ją odzyska, bo ma w sobie coś z niezniszczalnej mistyki, coś z zakładnika naszego losu. Dzieło Rodina idzie tą ścieżką miłości, na której ciała tancerzy ożywia kamienna cisza.

Taniec, chcemy czy nie, stał się częścią naszego życia. Amerykańska tancerka Anny Halprin przekonuje, że każdy jest tancerzem, chociaż sam taniec – jak dopowiada jej rodak Cunningham – nie daje nic w zamian, nic prócz ulotnej chwili poczucia, że żyjemy. To sztuka mocno osadzona w teraźniejszości, dialog wysokiej i niskiej kultury, co sięga głęboko w życie. Więc – tańczmy. Każdy ruch może być tańcem, manifestacją życia, harmonii, rytmu, ciszy.

Leszek Turkiewicz




Najpopularniejsze

Zobacz także




Wydarzenia

Ogłoszenia