X

Wyszukiwarka portalu iFrancja

Pierwsza kochanka odchodzi z pałacu

Artykuł wprowadzono: 25 lutego 2014





„C’est fini” – zakrzyknęły francuskie media na wiadomość o oficjalnym oświadczeniu prezydenta Hollande’a, że nie jest już z dotychczasową kochanką. Ilustrowany tygodnik Closer już wcześniej podał, że ma nową. Tego w dziejach V Republiki – która widziała już niejedno – nie było.
Ale jak się okazało, medal ma dwie strony. „Nareszcie wolna” – stwierdza dziennik Le Parisien, pisząc o Valérie Trierweiler, dotychczasowej pierwszej damie Francji. Tymczasem kraj wychodzi na ulicę i ma w nosie przygody prezydenta w elizejskiej alkowie.

Francuzów nie obchodzi, kto z kim sypia, lecz własna pełna kieszeń i to, żeby było co położyć (smacznego!!!) na talerzu, oraz praca. Z przymrużeniem oka przyjęto wiadomość, że dotychczasowa kochanka Valérie Trierweiler, przez pewną komentatorkę nazwana „rotweilerem”, co wywołało we francuskich bistrach złośliwe uśmieszki, wylądowała w szpitalu w wyniku szoku, jakiego doznała na wiadomość o upublicznieniu przez prasę informacji o romansie jej partnera, prezydenta Francji.
Po tygodniu wyruszyła w podróż do Indii. Wyjazd był prywatny, co podkreślano, zaznaczając, że pieniądze na wyprawę w celach humanitarnych dała organizacja pozapaństwowa. Aliści po rozejściu się Valérie i François, po Paryżu gruchnęła wieść, że będzie to podatnika kosztowało niemal trzy miliony euro, a to dla Francuzów nie przelewki, bo pieniądze idą z ich kieszeni. Natychmiast posypały się dementi ze strony Pałacu Elizejskiego i działającego tam biura dotychczasowej pierwszej damy. Hollande i Trierweiler spotkali się w prezydenckiej rezydencji pod Wersalem, w Lantern, aby omówić sposoby „rozstania się ze wzajemnym poszanowaniem ludzkiej godności”. Valérie wiedziała, że musi się pożegnać z rolą pierwszej damy. Niemniej jej słowa, że takie „stanowisko powinno się sprawować do końca życia”, wywołało we Francji pusty śmiech. No bo czyż należy oczekiwać teraz „haremu pierwszych dam”?
Wprawdzie na pogrzebie Mitterranda prezydent Senegalu pojawił się w Paryżu ze swoją „najważniejszą i największą żoną”, to jednak Francja jeszcze takiej islamizacji nie przeszła. Pozostaje aspekt czysto ludzki. – Ona straciła wszystko i twardo rąbnęła o glebę – powiedziała jedna z osób z otoczenia prezydenta, nie owijając w bawełnę. – Najbardziej bolesne dla niej jest to, że straciła mężczyznę, którego naprawdę kochała – powiada z kolei „ktoś” z jej grona.
Francja szanuje życie prywatne, ale na takim stanowisku wszystko co ma być tajemnicą, nawet alkowy, staje się sprawą publiczną. – Jeśli prezydent jest w stanie dać sobie radę ze swoim życiem prywatnym, tym bardziej w okresie dla niego burzliwym, to jest nadzieja na to, że upora się także z problemami codziennymi obywateli – stwierdził jeden z komentatorów i potwierdza to opinia paryskiej ulicy. Kochanki można zmieniać jak rękawiczki i to nikogo nie będzie we Francji szokowało, ale trzeba pokazać, że można sobie dać radę z codziennymi zgryzotami i dopiero wtedy awansuje się do rangi męża stanu.
Gdy wygasła sprawa rozstania się François i Valérie, natychmiast ożyła kwestia działalności politycznej prezydenta V Republiki. Hollande jedzie do Watykanu. Franciszek spotyka się z Franciszkiem i rozmawiają o sprawach dla obydwu trudnych. 70 proc. mieszkańców ziem nad Sekwaną i Rodanem jest zdania, że prezydent prowokuje wierzących. Małżeństwa osób tej samej płci to jedyna reforma, jaką udało się przeprowadzić Hollande’owi od czasu, gdy został prezydentem. Teraz pojawia się propozycja jeszcze większej liberalizacji prawa dotyczącego usuwania ciąży i jej zapobiegania. Spotkanie z papieżem rozpoczęło się ponoć w atmosferze, w której pingwiny doskonale by się czuły – antarktycznej, ale potem stopniowo ulegała ociepleniu. Może dlatego, że unikano bardzo drażliwych tematów. Nikt nie miał jednak złudzeń, że celem pielgrzymki Hollande’a do Watykanu, wychowanego w bardzo wierzącej rodzinie i zagorzałego ateisty, było zdobycie głosów elektoratu katolickiego, który coraz bardziej
skręca na prawo,
nawet mocno, w kierunku Frontu Narodowego.
– To może zabrzmi dziwnie, ale ja nie wpadłam w depresję. To nie było pierwsze rozstanie w moim życiu – przyznała Valérie Trierweiler w wywiadzie dla tygodnika Paris Match. Jego reporterką jest do dzisiaj. Dalej dodała, że uczucie, jakiego doznała na wiadomość o zdradzie ze strony François, można porównać do tego, co czuje człowiek spadający z wieżowca. – To było zerwanie, a nie zwolnienie mnie z funkcji pierwszej damy. Nie było wypowiedzenia pracy – stwierdziła Valérie w samolocie, którym leciała z misją humanitarną do Indii.
Poleciała tam finansowana przez prywatnego sponsora. Na rozmowie z dziennikarzami pojawiła się w spodniach koloru morza i w subtelnym makijażu. Nie dało się ukryć, że jest
lekko znużona
podróżą i przejściami, co nie przeszkadzało jej w tym, by powitać zebranych uśmiechem, z którego promieniowało autentyczne ciepło. – Życie dla mnie nie zatrzymało się w chwili, gdy przestałam być pierwszą damą. Dalej będę działała w ramach organizacji humanitarnych – stwierdziła była towarzyszka życia prezydenta V Republiki.
Przyznała, że najwięcej szkody wyrządziły jej psychice pogłoski propagowane przez prasę. – To było najbardziej bolesne i dokuczliwe, gdy zostało nagłośnione przez media. Indie były dla niej wyzwoleniem. Paradoksalnie to tam, w lutym 2013 roku, występowała po raz ostatni w oficjalnej roli pierwszej damy. – Indie to powrót do wolności. Jestem tutaj z dala od świata polityki i związanych z nią zdrad. A w tym kręgu – jej zdaniem – zdrada ideałów czy ludzi to chleb powszedni. – To nie są moje wartości – mówi Trierweiler. Ona jest jak buldożer – mimo bolesnej rany, jaką jest poczucie bycia odrzuconą kobietą, Valérie nie ma zamiaru niczego zmieniać w programie podróży: Republika Środkowoafrykańska, Uganda, Irlandia, Niemcy. Chce wykorzystać stosunki z organizacjami humanitarnymi, jakie udało jej się nawiązać, gdy była pierwszą damą. – Przestałam nią być, ale to nie oznacza, iż życie się kończy – stwierdziła w drodze z Bombaju do Paryża. – Nie możemy przestać żyć. To tak jak z dziennikarstwem. Dziennikarzem się nie stajemy – dziennikarzem jesteśmy albo nie.
Przyznała, że to, co się wydarzyło, zmusiło ją do refleksji i doszła do wniosku, iż miała w życiu wiele szczęścia. Przecież mieszkała w Pałacu Elizejskim. – Moja matka była kasjerką. Ojcu amputowano nogę. Wychowałam się w mieszkaniu komunalnym. Myślę, że poszczęściło mi się w życiu. Wcześniej, gdy wylądowała w szpitalu, będąc na skraju wyczerpania psychicznego i fizycznego, nie miała kontaktu z mediami. Żadnych gazet, radia czy telewizji. Tylko rozmowy z Leonardem. Jej najmłodszym, 16-letnim synem, który przychodził codziennie, przynosił bukiet kwiatów. A Hollande? Gdyby to była „normalna” para, to zapewne byłby czas na refleksję. Ale to osoby z pierwszych stron gazet. To musiało się odbyć szybko i na zimno.
Ludzki czynnik jednak nie uszedł uwagi dziennikarzy i personelu Pałacu Elizejskiego. – Dla niego ta pierwsza niedziela bez Valérie też była dużym wyzwaniem, chociaż czuło się jego ulgę, że wyzwolił się z tego układu – mówi jedna z osób z pałacowego otoczenia. – Mimo to on ma wiele czułości i szacunku dla Valérie – powiada zaprzyjaźniony z Hollande’em Michel Sapin, minister do spraw zatrudnienia.

(MB)
Na podst.: Paris Match, Le Figaro,
Le Parisien, France Info




Najpopularniejsze

Zobacz także