Tygodnik Angora
Kiedy nareszcie otrzymam Nagrodę Nobla, natychmiast mianuję komisarza Maigreta nadkomisarzem policji – żartował Georges Simenon. Postać słynnego komisarza wyniosła pisarza na szczyty sławy i bogactwa, ale – jak się powszechnie uważa – kosztowała Nobla. A Nobla przyznano w tym roku duchowemu dziecku twórcy Maigreta, przynajmniej w sposobie opisywania Paryża – Patrickowi Modiano, co zbiegło się z ogłoszeniem 2014 roku rokiem Simenona z okazji 25. rocznicy jego śmierci.
Georges Simenon (1903 – 1989) urodził się w belgijskim Lie`ge 10 minut po północy w piątek 13 lutego. Przesądna matka nie dała się zwieść losowi i zadeklarowała, że urodził się 40 minut wcześniej – 12 lutego o 23.30. Z takim alibi mógł bezpiecznie przystąpić do zaspokajania swego wilczego głodu życia. Nie miał 16 lat, kiedy porzucił szkołę. Zaczął pracować w Gazette de Lie`ge, gdzie szybko nauczył się pisać artykuły, reportaże, kroniki policyjne.
Do Paryża przyjechał w grudniowy, deszczowy poranek 1922 roku. Wysiadł na Dworcu Północnym z mocnym postanowieniem, żeby „jak najwięcej zarobić, pisząc książki łatwe, a dobrą literaturę zostawić sobie na później”. Był jak maszyna do produkowania słów: zapełniał 80 stron dziennie stylem zwięzłym, zagęszczonym, precyzyjnym, bez patosu i liryzmu. Pokazywał świat w działaniu, nie w refleksji. Jego bohaterem mógł być ktokolwiek z sąsiedniej ulicy. Najczęściej redukował ich do popędów i brutalnej siły, ale nie oceniał. Opublikował 431 książkowych tytułów, których sprzedano ponad miliard egzemplarzy, co plasuje go na 7. miejscu światowej listy wszech czasów najlepiej sprzedających się autorów.
Simenon to piewca Paryża. Dzielnica po dzielnicy celebrował, obserwował, nasączał się zapachem i melancholią miasta. W jego dekoracjach umieścił większość swych opowieści, nawet wtedy, gdy tu już nie mieszkał. Przyjaźnił się z Henrym Millerem, Gide’em, Fellinim, któremu przyznał Złotą Palmę za „Słodkie życie”, będąc przewodniczącym jury na festiwalu w Cannes. Do dziś nie przestaje inspirować filmowców – 56 jego powieści przeniesiono na ekran, a z telewizyjnymi adaptacjami – 144, co czyni go jednym z najbardziej filmowych pisarzy w historii kina.
Ani w pisaniu, ani w życiu nie intelektualizował, nie psychologizował, nie teoretyzował, nie stawiał wydumanych tez. Działał. Poddawał się zmysłom. Wchłaniał, degustował, pożerał życie. Zawsze w nadmiarze: alkohol, kobiety, podróże, pejzaże, nowe horyzonty, ludzie. Włóczył się jak luksusowy wagabunda po Afryce, Polinezji, Ameryce, gdzie na wytwornych tarasach popijał whisky z nie mniej wytwornymi rozbitkami świata. Chciał „przeżywać wszystko naraz, cały świat dotykać, smakować, posiadać”. On nie sypiał z kobietami, on sypiał z całą kobiecą połową ludzkości. Sam przypisywał sobie 10 tysięcy partnerek: pokojówki, kucharki, sekretarki, prostytutki, wielbicielki o różnym statusie społecznym. Związki te godził z dwiema kolejnymi żonami. – Lubię ciało pięknych kobiet – przyznawał. – Jeślibym nie mógł z nimi spać, to nie mógłbym pisać. Potrzebuję tu pełnej wolności. Gesty seksualne są naturalne, radosne, piękne. Nagość to powrót do niewinności. Zawsze martwiło mnie, że na świecie jest tyle kobiet, których nigdy nie posiądę.
Simenon zachowywał wyszukane maniery: chodził w smokingu i cylindrze, jeździł rollsem do Fouqueta na aperitify, a na kolacje do Maxima. Zachłannie korzystał ze sławy i pieniędzy, jakie przynosił mu Jules Maigret, 50-letni komisarz z nieodłączną fajką. Gdy w 1931 roku pisał pierwszego Maigreta, miał 27 lat, mógłby więc być jego synem, a ojcem, gdy pisał ostatniego 75. w 1972 roku. Zdarzało się, że komisarz stawał się zmorą pisarza, bo burzył jego odzywającą się ambicję pisania dobrej literatury. Wtedy chciał się Maigreta pozbyć, zapomnieć, zabić. Lecz swego cienia nie sposób zabić, mimo że, jak sugerował, wszyscy jesteśmy potencjalnymi zbrodniarzami. Różnimy się tylko tym, że jedni przechodzą do czynu, a inni nie. Według akademika Jeana-Marie Rouarta, Simenon był skłonny wierzyć, że ci, co unikają zbrodni, czynią to z braku ambicji, temperamentu, odwagi – są uczciwi, bo boją się kłopotów. Jego bohaterowie właśnie przez zbrodnię próbowali wydostać się z monotonnej codzienności. I nawet jeśli do końca im się to nie udawało, to pisarzowi się udało. Dzięki zbrodni stał się sławnym, bogatym i, wprawdzie pośmiertnie, również uznanym i wielkim pisarzem, którego dzieła zebrane wydano w prestiżowej kolekcji Pléiade u Gallimarda. I pomyśleć, że wszystko dzięki zbrodniom, których nawet nie popełnił. Wystarczyło, że je ułożył w słowa. Jak jego bohaterowie był uchodźcą od siebie samego. Często zmieniał miejsca zamieszkania, a na ostatnie – po ponad 30 przeprowadzkach – wybrał Szwajcarię, bo… żeby dobrze umrzeć, lepszego miejsca nie ma, a czekanie na śmierć nie jest przyjemne, ale…
Prochy pisarza, zmieszane z prochami jego córki, która kilka lat wcześniej popełniła samobójstwo, rozsypano w przydomowym ogrodzie. – On był cudem codzienności. Najlepszy z nas – wspominają inni pisarze w specjalnym numerze Le Monde poświęconym kończącemu się rokowi Georges’a Simenona.