X

Wyszukiwarka portalu iFrancja

Nie będzie odszkodowań za protezy piersi – Tygodnik Angora

Artykuł wprowadzono: 5 lipca 2015

Francuskie protezy wykonane z silikonu niespełniającego rygorów sanitarno-medycznych powodowały tworzenie się guzów, choroby nowotworowe bądź pękały i ich kawałki rozchodziły się po całym organizmie kobiety. Sąd w Aix-en-Provence uznał, że wydająca certyfikaty jakości niemiecka firma TUV Rheinland nie ponosi żadnej odpowiedzialności. 400 tysięcy kobiet nie otrzyma grosza odszkodowania, a w grę wchodziły 4 miliardy euro.


Protezy francuskiego producenta wszczepiono pacjentkom z 35 państw. Połowa tych kobiet pochodziła z Ameryki Południowej. Kolumbijka Maritzabel przeszła operację, gdy miała 20 lat. „Żyję w ciągłym strachu. Moje życie małżeńskie bardzo na tym cierpi” – mówi kobieta, a jej mąż pracujący w Nowym Jorku w świecie mody dodaje, że to „poważny problem psychologiczny – nie tylko czysto medyczny”. Opowiadają, że w Kolumbii dotyczy to wielu osób – pacjentek, ale także chirurgów, którym miejscowa mafia grozi śmiercią. Lekarze mieli pecha – feralne protezy wszczepiali dziewczynom gangsterów. 31-letnia Wenezuelka Adriana, która zabieg przeszła sześć lat temu, mówi, że w jej kraju to jest banalna sprawa. Poddają mu się tysiące dziewczyn, by poprawić naturę. „Uległam modzie, że szczęście gwarantują duże piersi” – przyznaje dziewczyna i dodaje, że zabieg przeszła w znakomitej klinice, gdzie operowano „samą Miss Univers”. Co z tego, skoro protezy okazały się śmiertelnie niebezpiecznym barachłem. W 2004 roku eksplodowały w jej piersiach.

Zabiegom poddawały się nie tylko Latynoski, ale także Czeszki, Węgierki, Bułgarki, Rumunki i Polki. Elżbieta jest łodzianką. W wyniku choroby nowotworowej musiała usunąć pierś. Później wszczepiła francuską protezę. „Boję się, że będę podwójnie ukarana. Najpierw rak, teraz obawy związane z protezą. Ona może spowodować nawrót choroby nowotworowej” – mówi kobieta.
W 2013 roku sąd w Tulonie uznał, że niemiecka firma, wydająca certyfikaty jakości, jest winna. Ale rekompensaty miałyby być wypłacane tylko Francuzkom. Trybunał apelacyjny w Aix-en-Provence stwierdził, że TUV Rheinland nie ponosi żadnej odpowiedzialności za to, co się stało i, że nie może być mowy o naruszeniu obowiązku weryfikacji produktu przed wprowadzeniem go na rynek. Ale według adwokatów poszkodowanych kobiet pracownicy TUV swoje opinie opierali tylko na papierowych danych dostarczanych im przez francuskiego producenta. Nigdy żadnej ze sprzedawanych protez nie przyjrzeli się z bliska. Nie przeprowadzono żadnej analizy. Co więcej, powszechnie znana była zażyłość osób wysoko postawionych w TUV z dyrekcją firmy produkującej protezy.

10 grudnia 2013 roku sąd w Marsylii skazał na cztery lata pozbawienia wolności za oszustwo 77-letniego Jeana-Claude’a Masa – dyrektora i właściciela zakładów produkujących protezy. Skończyło się na tymczasowym areszcie, z którego wkrótce potem został wypuszczony na wolność. W listopadzie stanie przed sądem apelacyjnym. W latach 80. Jean-Claude Mas wdarł się przebojem na będący w pełnym rozkwicie rynek protez piersi. Wraz z pochodzącym z Tuluzy Henri Arionem, chirurgiem zajmującym się operacjami plastycznymi, wpadli na pomysł wprowadzenia do obiegu protez „low-cost”. Tanich, bo wykorzystujących silikon przemysłowy. Arion zginął w wypadku lotniczym w 1991 roku. Mas stał się jedynym właścicielem żyły złota, jaką była produkcja protez piersi. Jego firma stała się trzecią potęgą na świecie.

W 2000 roku amerykańska Food and Drug Administration zaczęła mieć podejrzenia co do jakości francuskiego produktu i wkrótce zabroniono stosowania go w USA. Dziesięć lat trzeba było czekać, by sprawa nabrała rozgłosu we Francji i na świecie. Litr silikonu, mającego sanitarno-medyczną homologację, kosztuje 35 euro. Za stosowany przez francuską firmę budowlaną trzeba było zapłacić 5 euro. Tyle że protezy z niego produkowane rozsypywały się w piersiach. (MB)
Na podst.: Le Figaro, Le Parisien



Najpopularniejsze

Zobacz także