Dla Cocteau był on malarzem doskonałym, dla Braque’a – solidnym, dla Pascina – ekscytującym, dla Picassa – wielkim. Niezwykle barwna postać. Nazywany księciem Montparnasse’u dzięki swoim towarzyskim koligacjom i finansowym sukcesom. Do kręgu jego przyjaciół należeli Modigliani, Chagall, Soutine, Rubinstein, Chaplin, Hemingway, Henry Miller. Miał też przyjazne kontakty z rodzimymi emigrantami, Eugeniuszem Żakiem czy Melą Muter. A jednak czuł się wyobcowany: Jestem daleko nie wiadomo od którego domu; w Ameryce nazywają mnie Polakiem, w Polsce Żydem, wśród Żydów malarzem francuskim, a pośród Francuzów cudzoziemcem.
Moïse (Mojżesz) Kisling dołączył do paryskiej bohemy za namową profesora Krakowskiej Akademii Józefa Pankiewicza, lubiącego powtarzać, że wszystko, co stworzone poza Paryżem jest zaprzeczeniem sztuki. Więc i on w 1910 roku pojawił się na paryskim Dworcu Północnym. Nie był artystą przeklętym, nie miał tragicznego życia, krótko prowadził ubogą egzystencję na Montmartrze w słynnym Bateau Lavoir, przystani genialnych artystów o pustych brzuchach, czy w La Ruche, kolonii malarzy na Montparnassie. Już w 1912 roku Adolf Basler, polski marszand i pisarz, kupił wszystkie jego obrazy, i te, które przywiózł z Polski, i te, które zdążył namalować w Paryżu; ponadto podpisał z nim stały kontrakt na 300 franków miesięcznie. Jego mecenasem był też znany kolekcjoner i marszand Leopold Zborowski, po którym wspomniany Eugeniusz Żak przejął galerię malarską na rue de Seine 26. Kisling miał z czego żyć, imprezować, wynajmować i zmieniać atelier, a to przy rue Bagneux (dziś Jean-Ferrandi), a to przy rue Joseph-Bar 3.
– To mój najlepszy klient – mówił o Polaku właściciel La Rotonde, baru, który był artystycznym centrum Montparnasse’u. Kisling chętnie włóczył się do rana po okolicznych knajpach. W jego pracowni przesiadywał cały światek artystyczny. Prowadzili gorączkowe spory o sztuce, awanturowali się, upijali. Krótko dzielił pracownię z „Toskańskim Chrystusem”, Modiglianim, któremu zdjął maskę pośmiertną i zorganizował „książęcy” pogrzeb. Mimo żydowskiego pochodzenia tematyka żydowska prawie nie istniała w jego twórczości; nie pozwalał nazywać siebie Mojżeszem. Francję uczynił swoją nową ojczyzną i żeby się naturalizować, wstąpił do Legii Cudzoziemskiej. Walczył w pierwszej wojnie światowej; w bitwie nad Sommą został ranny. W 1940 roku, uciekając przed nazistami, wyjechał do Nowego Jorku, skąd, zaproszony przez Artura Rubinsteina, przeniósł się do Hollywood. Do Paryża wrócił w 1949 roku, gdzie wynajął kolejną pracownię przy rue du Val-de-Grâce 6.
O jego wyczynach krążyły legendy. Jak o pojedynku z innym malarzem, Leopoldem Gottliebem. Pojedynkowali się przy stadionie Parc des Princes na pistolety, które po dwóch chybionych wystrzałach zamienili na szable. Kisling pierwszy zaczął krwawić. Gottlieb odciął mu kawałek nosa, na co książę Montparnasse’u zareagował okrzykiem, że to czwarty rozbiór Polski. Całe Montparnasse huczało też o jego weselu, które skończyło się po trzech dniach orgią. Zaczęło się niewinnie, weselnym orszakiem w kierunku merostwa piątej dzielnicy Paryża, gdzie w obecności świadków, André Salmona i Maxa Jacoba, Kisling poślubił 20-letnią studentkę Renée-Jean Gros, córkę oficera kawalerii. Młodzi powiedzieli sobie dozgonne „tak” i po uroczystym obiedzie oraz kilku szklaneczkach wina u Leduca weselny orszak ruszył szlakiem barów na Montparnasse. Robiono obowiązkowe postoje w La Rotonde, Le Dôme i innych barach łączone z obchodem okolicznych burdeli. Wesele zakończyło się w pracowni pana młodego, bez pana młodego. Goście zajęli całą klatkę schodową, a „książę”, kompletnie nagi, odnalazł się czwartego dnia na bulwarze Montparnasse.
Kobiece ciało to artystyczny emblemat Kislinga. Widok nagiej pięknej dziewczyny napełnia mnie radością, szczęściem, pragnieniem miłości. Akty i portrety są obecne w całej jego twórczości – boginie i kurtyzany, kobiety wyzywające lub niedostępne. Jedne podobne statuom antycznym, inne ckliwe o porcelanowym ciele i naiwnym spojrzeniu. Wszystkie świadome swej zmysłowej siły. Jak „Wielki akt rudej”, „Akt Arletty”, „Nagiej na czerwonej sofie”, jak „Akty leżących kobiet”. No i portrety Kiki, najsłynniejszej modelki Montparnasse’u, z którą łączyły Kislinga tak bliskie relacje, że i on sam był nazywany „Kiki”.
Malował też pejzaże w kubistycznej manierze, którą szybko porzucił, sytuując się na antypodach kubizmu i innych awangardowych -izmów. Malował martwe natury z butelką, szklanką, owocami. Wibrują żółcieniem i zielenią, jakby, zakwitając w ciepłej przestrzeni, dojrzewały do życia. Wyrafinowany realizm?! Nie, to… Wiosna. Ostatnia wiosna księcia Montparnasse’u. Miał 62 lata. KISLING – Polak, Żyd, Francuz, Amerykanin.
Leszek Turkiewicz