X

Wyszukiwarka portalu iFrancja

Zatopione nenufary – Paryski nie-co-dziennik

Artykuł wprowadzono: 14 sierpnia 2018

Nad Sekwaną, w pa­ryskiej Orangerie. Tu temperatura rośnie zarówno w skali Celsjusza, jak i Fahrenheita. Temperatura artystyczna za sprawą ekspozycji – „Nenufary, ostatni Monet a amerykański abstrakcjonizm”.

Spektakularna konfrontacja starego impresjonisty, sięgającego u kresu życia granic abstrakcji, ze specyfiką amerykańskiej sztuki nowej generacji, z Pollockiem i Rothko, oraz innymi mistrzami malarstwa gestu, akcji, barwnych płaszczyzn.

Obok obrazów są też filmowe dokumenty. Na jednym Jackson Pollock w swym nowojorskim atelier stosuje spontaniczną technikę malarską znamienną dla jego action painting. Kapie, rozpryskuje, wylewa płynną farbę na rozpostarte na podłodze płótno, nie tracąc przy tym twórczej kontroli nad tym, co robi – jak twierdzi ten największy według Life Magazine malarz amerykański (zginął w wypadku samochodowym w 1956 roku). Jego obrazy nie mają ani początku, ani końca. W artystycznie formalnym zamierzeniu mają być jednością twórczego aktu z egzystencją autora. W sąsiedztwie Pollocka, w innych archiwalnych kadrach widać Claude’a Moneta idącego nad stawem nenufarów w Giverny. Jego świat płynął. Całe życie spędził blisko wody. Ona wypełniała paletę jego barw, dając światu formę ulotnych refleksów. Żywa, przejrzysta barwna. Oczyszcza i odradza, ale i zatapia każdy obraz. W jej odbiciu, w jej płaszczyźnie refleksów załamuje się każdy pejzaż, wszystko ulega deformacji, traci realność.

Woda to dla Moneta środek dochodzenia do świetlistej abstrakcji. Prowadził samotny dialog z wodą przechodzącą ze stanu płynnego w stały, z trwałego w nietrwały. To próba dotknięcia chwili, skoro wieczności nie sposób. Dotknięcia światła. Jego program artystyczny mieścił się w jednym słowie: światło. Malarz światła, które stwarza świat czystej formy. Obrazy są jakby nieskończone, jakby zawieszone w czasie. Kontury przedmiotów zanikają w widmach drgających kolorów, w harmonii odcieni panującej nad chaosem. Rozpływają się w zwierciadle wody, zbliżając do brzegu abstrakcji. Ta dezintegracja formy idzie najdalej w ostatnich obrazach Moneta w cyklu „Nenufary” malowanych w Giverny. – Poświęciłem mnóstwo czasu, aby zrozumieć moje nenufary. Nie chciałem ich malować, ale pewnego dnia doznałem czegoś w rodzaju objawienia cudowności feerii stawu, na którym się unosiły. Wtedy wziąłem paletę i od tego czasu nie mam innego tematu, innego modelu. W bajecznym ogrodzie Giverny Monet malował już tylko same wycinki stojącej tafli wody, bez brzegów, bez nieba, z barwnymi plamami kwiatów wodnych. Pod koniec życia został sam nad swym stawem. Tam w grudniowy wieczór 1926 roku jego słońce zgasło bezpowrotnie, a woda – koło życia i śmierci – popłynęła dalej.




– Odkrycie „Nenufarów” Moneta to był wielki szok – wyznał dwie dekady później Sam Francis, amerykański malarz, jeden z głównych przedstawicieli action painting. Malować zaczął podczas rekonwalescencji po odniesionych ranach w czasie wojennego lądowania w Normandii. Dziesięć lat mieszkał w Paryżu. Wypracował koncepcję nowej przestrzeni malarskiej, w której barwne plamy są bezwładnie porozrzucane na obrzeżach płótna jak w bezkresnym kosmosie. Dla Francisa i innych amerykańskich abstrakcjonistów wystawionych w Orangerie Monet był ich stylistycznym prekursorem. Używano nawet terminu „abstrakcyjny impresjonizm”, aby oddać powinowactwo z Francuzem w poszukiwaniu jego „optycznego efektu” (New Look: Abstract-Impressionism).
W nadsekwańskiej retrospektywie mniej lub bardziej ewidentnych związków Moneta z Amerykanami wyróżniają się prace Marka Rothko, Philipa Gustona, Heleny Frankenthaler, Clyfforda Stilla, Joan Mitchell, Morrisa Louisa, Marka Tobeya czy jedynego wśród nich Kanadyjczyka – Jeana-Paula Riopelle’a, który osiadłszy w Paryżu, zaszczepił w Europie idee amerykańskiego ekspresjonizmu abstrakcyjnego. Chociaż sam Rothko deklarował, że nie jest abstrakcjonistą, że to tylko droga do wyrażania podstawowych ludzkich emocji zajmujących go w sztuce i życiu – ekstazy, rezygnacji, rozpaczy oraz ostateczności. Jego obrazy kolorami komponowane miały dawać poczucie bycia częścią większej całości, za jaką uważał swoją całą twórczość. Urwał ją po długiej walce z depresją, podcinając sobie żyły. Zabił się w przeddzień poświęcenia kaplicy w Houston, nad której wystrojem pracował kilka lat. Dziś nazywana jest kaplicą Rothko.

Paryską wystawę kończy na wpół monochromatyczny „Obraz zielony” Ellswortha Kelly’ego, który podobnie jak Mitchell, Riopelle i Francis przez wiele lat przebywał w Paryżu. Obraz nawiązuje do stawu nenufarów Moneta, oddając hołd mistrzowi z Giverny. Jego faktura naprzemiennie mieni się zielenią przechodzącą w błękit. Zatopione nenufary. Zatopione mgły, wiry, fale, opary, chmury, tęcze. Ulotność, ułuda, chwila. Wszystko jest chwilą (może i ułudą), nawet najdłuższe i najpiękniejsze życie. Kelly tak jak Monet dożył sędziwego wieku, zanim przed dwoma laty utonął w tajemnicy swej czystej formy. Bo tylko Wielka Woda jak Wielka Matka nie umiera nigdy.

Leszek Turkiewicz



Najpopularniejsze

Zobacz także

Wydarzenia

Ogłoszenia