X

Wyszukiwarka portalu iFrancja

Na ulicy La Boétie 21 – Picasso, Matisse, Braque, Léger…

Artykuł wprowadzono: 1 kwietnia 2017




Paryski nie-co-dziennik

To adres mityczny. Adres legendarnej galerii marszanda Paula Rosenberga. Ale i tytuł książki, i wystawy w Muzeum Maillola (do 23 lipca), gdzie obok tytułowych gigantów sztuki zaprezentowano inne dzieła z kolekcji tego wielkiego mecenasa artystów – dzieła Massona, Ensora, Kokoschki, Toulouse-Lautreca, Sisleya, Renoira, Maneta, Moneta, Laurencin czy de Staëla. Łącznie ponad 60 arcydzieł pierwszej połowy XX wieku.





Paryska wystawa jest jak krótki przegląd historii sztuki przenikniętej grozą innej historii, której Rosenberg był świadkiem, aktorem i ofiarą jedno­cześnie, wciśnięty w dwa wojenne kataklizmy. Jako francuski Żyd znalazł schronienie przed nazizmem w Ameryce, gdzie również założył galerię – na Manhattanie. W kolaborującej z Hitlerem Francji pozbawiono go obywatelstwa, a część zbiorów, których nie zdołał wywieźć za ocean, rozkradziono, uznając za „zdegenerowany produkt żydowski”. – O, Arlekiny, moje Arlekiny… – pisał do Picassa, którego artystyczny dialog z Brakiem rozpoczyna ekspozycję „21 rue La Boétie”.

Georges Braque – surowy, chłodny, tajemniczy. Pośród starych mistrzów nowej sztuki miał największe poważanie i prestiż. W jego twórczości dopatrywano się wpływów buddyjskich, bo niczym mnich zen zmierzał drogą panowania nad formą. Według Henri Matisse’a był autorem pierwszego kubistycznego obrazu, a więc inicjatorem stylu, który stał się największą rewolucją estetyczną początku XX wieku. Z Picassem widywali się prawie codziennie, oceniali, krytykowali, chwalili. Dokonywali gwałtu na trójwymiarowości malowanych obiektów. Łamali ich spójność, rozpłaszczali, dzielili, rozbijali, przemieszczali. W historii sztuki nie było takiego drugiego porozumienia artystycznego. Kubizm był ich wspólnym dziełem, lecz z czasem ich podzielił i stali się rywalami.

Innym rywalem Picassa, ale i wspólnikiem piękna, był Matisse. Jeden widział je w konwulsyjnych formach, drugi w równowadze i spokoju. Obu pociągało malowanie postaci, które wpisywały się w ciało kobiety stające się formą, linią, kolorem. Pierwszy konstruował ją i dekonstruował, zwielokrotniał, przekształcał, deformował. Drugi studiował ją, upraszczał, przekształcał graficznie, starając się kreślić jej kształty jak najczystszą w swej prostocie kreską – te jego dzieła mają w sobie coś z atmosfery edenu, promieniują radością, prostotą, spełnieniem. Obaj respektowali swoje wybory, choć prócz sztuki wszystko ich różniło. Matisse, typ intelektualisty, mieszczuch o nienagannych manierach. Wyglądał jak profesor w złoconych okularach z zadbaną brodą. Picasso – gorąca krew, rozpustnik, satyr. Ubrany niechlujnie, obnażony tors, spalona słońcem twarz.

Kolejnym wyznawcą piękna z ulicy Boétie 21 był Fernand Léger, bardziej przypominający boksera niż malarza, ze swą mocno pobrużdżoną twarzą. Autor głośnej „Giocondy z kluczami”, gdzie Mona Lizę potraktował jak gotowy przedmiot, który „zdjął” z arcydzieła da Vinci i wrzucił w przestrzeń swego płótna, obok innych przedmiotów – tytułowych kluczy i pudełka sardynek. Piękno jest wszędzie – przekonywał. – Bardziej na ulicy niż w muzeach. Toczy się, pędzi, przelewa obok nas. Szukając go, odkrył wyższość przedmiotu nad „ludzką fauną”, którą zredukował do materii pokawałkowanych tub. Stąd nazywano go „tubistą”. Rozczłonkowywał ludzkie ciała w rozbitym na części krajobrazie, przedstawiającym konstrukcję ściętych stożków czy owych poskręcanych tub. Odkrył nową ideę „estetycznej maszyny” oraz dialogu człowieka z maszyną. Przenosił na płótno ludzi jak przedmioty, same przedmioty, części oraz struktury ich kształtów. Powstawał mikrokosmos brył, stożków, wałków, walców, rurek… Stworzył coś na kształt kosmogonii koła, w której dominują okrągłe formy i całe kompozycje zamknięte w kręgu. Wszystko w kolistym ruchu. Również ludzie mają koliste gesty i są zbudowani z kół, stożków, walców. Są geometrycznymi obiektami wędrującymi w kręgu i po okręgu. Ruszają w podróż, ale muszą wrócić do punktu wyjścia. Coś się kończy, coś zaczyna.

Paryską wystawę kończą „Kwiaty białe i żółte” Nicolasa de Staëla, rosyjskiego Żyda naturalizowanego we Francji, któremu rok przed samobójczą śmiercią Rosenberg zorganizował pierwszą nowojorską wystawę. Tragiczna postać nowoczesnego malarstwa. Alchemik śmierci, co na granicy pustki szukał harmonii w złamanej bieli. Był za blisko słońca i za daleko ziemi, więc upadł jak Ikar, rzucając się z dachu swej pracowni, nie kończąc „Koncertu”, ostatniego obrazu swego krótkiego życia. Jego atelier na Montparnassie, przy rue Gauguet, sąsiadowało z pracownią Braque’a, którego uważał za jednego z największych malarzy świata. Sam był osobną planetą, poza ruchami, grupami, manifestami. Wszedł w malarstwo niczym w religię, chcąc dotknąć tajemnicy rzeczywistości, czyniąc gesty magiczne, rytualne, destrukcyjne. Sztuka pełna niepokoju, gęstniejąca szarością faktury, by eksplodować światłem. Jak gromadzone pieniądze, które według Rosenberga spadną bombami.




Najpopularniejsze

Zobacz także




Wydarzenia

Ogłoszenia