X

Wyszukiwarka portalu iFrancja

Terra incognita – Paryski nie-co-dziennik

Artykuł wprowadzono: 2 czerwca 2019

Tytułowa lingua latina zobowiązuje, więc pójdźmy krok dalej tym łacińskim tropem, zwłaszcza w sercu paryskiej Quartier latin. A zatem: nihil novi sub sole. Nowe mandaty do europarlamentu rozdzielone, a stary eurochaos trwa. Upiory nie znikły i szybko nie znikną. Europa – jak Francja – ciągle nie ma pomysłu na siebie. Kurczy się politycznie, stając się coraz mniejszą częścią Zachodu, co to kiedyś był jedynie fragmentem Europy. Czyżby więc już tylko w strachu była nadzieja?

W strachu przed rozpadem Unii. Większość Europejczyków się tego obawia, a co trzeci – powrotu wojen. Europa już dwukrotnie popełniała samobójstwo, stając się cieniem potęgi, jaką była na początku XX wieku. Wydaje się, że eurowybory przynajmniej częściowo powstrzymały zwrot w kierunku eurosceptycznego populistycznego nacjonalizmu. W strachu przed rozpędzającym się kryzysem ekologicznym, który przyczynił się do sukcesu Zielonych; oraz w strachu przed przyspieszającą rewolucją geopolityczną, której motorem jest rosnąca potęga Chin. Pojawiło się ryzyko rozchodzenia się interesów Ameryki i Europy wobec bipolarnego układu amerykańsko-chińskiego, w którym Unia, o porównywalnej gospodarce, będzie zmarginalizowana, co skazuje ją na integrację. Kryzys, lęk, niepewność jutra. Bywa, że zagrożenia wewnętrzne i zewnętrzne pobudzają i wyostrzają wyobraźnię. Tak było z Unią (wtedy EWG), kiedy wojska sowieckie w byłej NRD jak dotychczas najskuteczniej spajały jej wewnętrzną zwartość. Jean Monnet, jeden z ojców integracji, przekonywał, że Europa w przezwyciężaniu kolejnych kryzysów będzie mozolnie wykuwać swoją wielkość.

Jeden z tych kryzysów trwa, choć marsz eurosceptyków na Brukselę zatrzymano i proeuropejskie ugrupowania zachowały status quo. Wprawdzie we Francji po raz drugi z rzędu wygrała skrajna prawica Marine Le Pen (23,3 proc., 23 mandaty, poprzednio – 24,9 proc., 24 mandaty), to i ona złagodziła antyunijne pazurki. Odrzuciła żądanie wyjścia ze strefy euro czy w ogóle z Unii na rzecz jej reformy od środka pod hasłem „Europy narodów”, domagając się m.in. likwidacji Komisji Europejskiej, zniesienia wspólnej polityki rolnej, oddania przez Brukselę więcej władzy rządom krajowym. Twarzą tego programu uczyniła jednego ze swych młodych wilków, zaledwie 23-letniego Jordana Bardella pochodzącego z podparyskiego Seine-Denis, gdzie mieszkają głównie muzułmanie. To swoista kontynuacja oddiabolizowania partii po ksenofobicznej schedzie założyciela tego faszyzującego ugrupowania Jean-Marie Le Pena. Wcześniej proces ten objął wyrzucenie ojca Marine z partii oraz zmianę jej nazwy z Frontu Narodowego na Zjednoczenie Narodowe (RN), by w nowym kostiumie odciąć się od przeszłości.

Eurowybory ujawniły dwie tendencje. Niespotykany dotychczas wzrost wpływów Zielonych, których „Europejska Ekologia” stała się trzecią siłą polityczną Francji (13,5 proc., 13 mandatów). Oraz utrwalenie upadku tradycyjnych partii lewicy i prawicy zapoczątkowanego dwa lata temu prezydencko-parlamentarnym zwycięstwem antyestablishmentowego kandydata Emmanuela Macrona. Prawica zebrała 8,5 proc. głosów (poprzednio 21), a socjaliści – 6 proc. (14). Dziś centro-liberalne ugrupowanie Macrona Republika Naprzód prowadzące kampanię pod sztandarem „Europejskiego renesansu” zdobyło 22,4 proc. głosów, zyskując tyle samo mandatów co partia Marine Le Pen (23). Liderką prezydenckiej listy była Nathalie Loiseau, która szefując Narodowej Szkole Administracji (ENA) – elitarnej kuźni francuskiej kasty towarzysko-politycznej – stała się symbolem starego układu. Część dawnego elektoratu Macrona, który wyniósł go do władzy, uznała to za zdradę, za kolejne potwierdzenie przejścia prezydenta na stronę „zepsutego establishmentu”. Macron przetrwał, a wrogie mu „żółte kamizelki” niezaistniały w wyborach. Na ruch zrewoltowanej ulicy, który co sobotę okazuje fundamentalne niezadowolenie, wściekłość i frustrację, powoływały się trzy ugrupowania, uzyskały zaledwie 0,5 proc. poparcia.




A przed nami „nowy świat” i nowy stary układ unijnych gwiazd, który z całą pewnością będzie prowokował ostre spory o kierunek, w jakim ma zmierzać reforma Unii. W obecnym kształcie nie przetrwa, jest za słaba, za mało skuteczna, by nadążyć za globalnymi zmianami. Nie ma też powrotu do XIX-wiecznej Europy państw narodowych samodzielnie rozwiązujących swoje problemy. To zbyt niebezpieczne; ale i państwo narodowe szybko nie zniknie. Wyzwaniem jest, jak je powiązać w sieć powiązań ponadnarodowych. Powrócą więc spory o wspólny rząd gospodarczy, wspólną politykę obronną i zagraniczną, o Europę dwóch prędkości, o mało przejrzystą strukturę władzy opartą na Komisji Europejskiej, Radzie UE i innych instytucjach, o drugą izbę Parlamentu Europejskiego, w której regiony, a nie państwa miałyby wpływ na decyzje.

Unia jest wielkim wyzwaniem. Nie tylko dla zachowania pokoju na Starym Kontynencie, do czego została powołana słynną deklaracją Roberta Schumanna. Dziś jest wyzwaniem na miarę XXI wieku, na miarę nieuchronnie globalizującego się świata, który albo stworzy cywilizację planetarną opartą na ponadnarodowym bogactwie zróżnicowanych kultur tożsamościowych, cywilizację przyjazną także otoczeniu, albo nie będzie żadnej cywilizacji, żeby strawestować znaną przepowiednię Malraux. Przed nami nowa terra incognita, byleby bez nowych białych plam na ziemi.

Leszek Turkiewicz



Najpopularniejsze

Zobacz także