Une vie formidable. W 1963 roku Charles Aznavour po serii koncertów w Carnegie Hall podbił Amerykę i wraz z nim paryska ulica wdarła się w serce Nowego Jorku. Amerykanie porównywali go do Franka Sinatry i Nat King Cole’a, a sondaże Timesa i CNN przyznały mu tytuł pieśniarza XX wieku przed królem rocka Elvisem Presleyem i charyzmatycznym Bobem Dylanem. Piosenki Aznavoura śpiewali najlepsi: Ray Charles, Bing Crosby, Shirley Bassey, Fred Astaire, Liza Minnelli, Tino Rossi, Sammy Davis jr., Bob Dylan, Julio Iglesias, Nana Mouskouri, Céline Dion, Elton John… Długo trzeba by wymieniać, ba, nawet José Carreras, Placido Domingo i Luciano Pavarotti; a wśród Francuzów: Piaf, Chevalier, Gréco, Bécaud, Montand, Hallyday i wielu innych ulubieńców show-biznesu. Również jego talent aktorski musiał być nie najgorszy, skoro zagrał w 80 filmach takich mistrzów kina, jak Kubrick, Schlöndorff, Truffaut, Chabrol, Lelouch.
Jean Cocteau przepowiadał, że Aznavour będzie należał do nielicznych wybrańców losu, którzy nigdy nie utoną w potopie nadmiaru piosenek, bo wyśpiewał sobie i światu muzyczną Arkę Noego. Mawiano, że trafiał nawet do głuchych i niewidomych, tak żarliwie wyśpiewywał szaleństwo, miłość, cierpienie, wielką pasję życia.
Ten legendarny bard, mistrz ekspresyjnego nastroju, mały wielki niezatapialny, obiecywał publicznie, że dożyje setki i po raz pierwszy słowa nie dotrzymał. Umarł we śnie 1 października w swej posiadłości na południu Francji (Bouches-du-Rhône). Miał 94 lata. Był w dobrej formie, choć wcześniej, w połowie maja, trafił do szpitala, gdzie przyjęto go po złamaniu kości ramieniowej. Tuż przed śmiercią wrócił z Japonii, z koncertu w Osace, odpocząć przed frankofońskim szczytem, w którym miał brać udział razem z prezydentem Macronem 11 i 12 października w Armenii, kraju swego pochodzenia; a na 8 listopada planował rozpocząć kolejne tournée, tym razem po Francji. – Życie jest przede mną, a śmierć?… Nie, nie będę jej asystował, wolę filmy Woody’ego Allena – żartował.
Aznavour urodził się w Paryżu w rodzinie ormiańskich emigrantów. Jego rodzice zatrzymali się nad Sekwaną w drodze za ocean, gdzie czekali na wizę wjazdową do USA. Gdy się urodził Szahnur, zrezygnowali z wyjazdu do Ameryki, postanawiając osiedlić się w Paryżu. I tak Szahnur Waghinak Aznawurian wyrósł na jedną z największych gwiazd francuskiej piosenki. Na częste pytania o swoją narodowość odpowiadał, że przede wszystkim jest obywatelem świata, a czuje się Francuzem i Ormianinem oraz lojalnym obywatelem Szwajcarii, gdzie mieszkając, pełnił funkcję ambasadora Armenii. Ale, co stale podkreślał, zachował szczególne przywiązanie i namiętną słabość do Paryża, kosmopolitycznego miasta, które go artystycznie i życiowo ukształtowało, i gdzie również był ambasadorem, stałym przedstawicielem Armenii przy UNESCO. W 60. rocznicę ludobójstwa Ormian w 1915 roku napisał pieśń „Ils sont tombés”.
W latach 70. napisał też inną piosenkę mocno zaangażowaną społecznie – „Jestem homo” (Je suis un homo), kiedy homoseksualizm był jeszcze we Francji tematem delikatnym. Odradzano mu lansowanie tego utworu, obawiając się, aby słuchacze nie potraktowali zbyt dosłownie przesłania piosenki i nie odwrócili się od jej autora i wykonawcy. Aznavour zignorował to, że ktoś może go nazwać homoseksualistą. „W życiu brano mnie już za Żyda, Marokańczyka, kochanka Piaf i kto wie za kogo jeszcze – oznajmił. – Nie boję się etykietek. Mam to gdzieś, jestem ponad to”. I nieoczekiwanie ta prowokacyjna piosenka, którą uważał za zupełnie marginalną komercyjnie, stała się kasowym sukcesem, jedną z najlepiej sprzedających się na świecie.
Zgasły ostatnie światła scenicznych ramp śpiewającego Aznavoura. Zamilkł wielki bard małego wzrostu. Humor, żart, dystans do siebie towarzyszyły mu do końca. Pytany o epitafium na swoim grobie z uśmiechem oznajmił: „Jeszcze kilka zwrotek…”. Może La bohème, a może La mamma albo Les comédiens.
Leszek Turkiewicz