X

Wyszukiwarka portalu iFrancja

70. Cannes z „Happy Endem”

Artykuł wprowadzono: 9 maja 2017

Paryski nie-co-dziennik

17 maja Monica Bellucci otworzy w Cannes największy na świecie festiwal kina autorskiego.
Lecz thriller godny Złotej Palmy skończył się już wcześniej. Jego scenariusz powstał jeszcze w czasie poprzedniego festiwalu na podstawie książki F.X. Bourmauda o tytule: „Emmanuel Macron – bankier, który chciał być królem”. Młody bankier przypomina hollywoodzkiego pięknoducha, który uwierzył, że wszystko jest możliwe i niczym California Dream (tak go nazwał Le Guen) wziął Pałac Elizejski siłą swego wdzięku, energii i optymizmu. No i stało się, został Emmanuelem I. Oczywiście, że pomogła miłość – nadzwyczajna, co wszystko przezwycięży. Na imię jej Brigitte (niektórym przypomina Bardotkę), ale dla niego jest natchnioną przez los „Bibi”.





„Manu” i „Bibi” zbliżyła sztuka teatralna, nad którą pracowali w jezuickim liceum w Amiens. On nie miał jeszcze 16 lat, ona zbliżała się do czterdziestki. Była jego nauczycielką francuskiego i łaciny. Ta mężatka z trojgiem dzieci, z których jedno chodziło do klasy z Emmanuelem, rozwiodła się dla niego – 10 lat temu wzięli ślub, ciesząc się siedmiorgiem wnucząt Brigitte. Z czasem została jego osobistym ministrem pogody ducha, równowagi i spokoju, dzięki czemu on, tak przez nią natchniony, wymknął się swojemu politycznemu stwórcy Hollande’owi, by na ruinach skłóconej lewicy i prawicy siać ziarno narodowej zgody, odgrywając rolę Kennedy’ego i Obamy jednocześnie. Suspens, w jakim przez rok trzymał Francję, właśnie się skończył. Ale „Macronowie” (inna książka scenariusz) to – dla jednych na szczęście, a dla innych na nieszczęście – nie do końca prawdziwe kino. Bo prawdziwe kino to „Happy End” Michaela Hanekego, „Good Time” nowojorskich braci Safdie albo „Prawdziwa historia” Romana Polańskiego, żeby wymienić tylko te trzy wyczekiwane obrazy tegorocznego Cannes.
Czyżby więc Haneke zmierzał po trzecią Złotą Palmę? – pytają kinomani, przeglądając program festiwalu. Po niepokojącej, wciągającej jak sen „Miłości” i po „Białej wstążce” o korzeniach zła rodzącego się z twardych zasad, źródłach wszelkich terroryzmów, ideologicznych, politycznych, religijnych? Czy po tych obrazach przyszedł czas na kolejny triumf, tym razem „Happy Endu”, rodzinnego dramatu rozgrywającego się wśród nielegalnych imigrantów pod Calais. Z pewnością nie zagrozi mu Roman Polański, bo jego film – z udziałem żony Emmanuelle Seigner – będzie pokazany poza konkursem.
A i samo życie Polańskiego może być kanwą niejednego thrillera. Ale zanim tak się stanie, o Złotą Palmę obok Hanekego czy braci Safdie powalczą inni. Kolejni Amerykanie – Todd Haynes (Wonderstruck), Noah Baumbach (The Meyerowitz Stories) i Sofia Coppola, która zaprezentuje „The Beguiled”, historię z czasów wojny secesyjnej. Francuską kinematografię reprezentują: reżyser oscarowego „Artysty” Michel Hazanavicius (Le Redoutable, film o Godardzie), François Ozon (L’Amant double), Jacques Doillon (Rodin, o wielkim rzeźbiarzu w setną rocznicę jego śmierci) i Robin Campillo (120 battements par minute); z kolei azjatycką – Koreańczycy Bong Joon-ho (Okja) i Hong Sang-soo (The Day After) oraz Japonka Naomi Kawase (Hikari). Konkursową listę uzupełniają: Szwed Ruben Ostlund (The Square), Grek Giorgos Lanthimos (The Killig of a Sacred Deer), Brytyjka Lynne Ramsay (You were never really here), Ukrainiec Siergiej Łoźnica (A Gentle Creature), Rosjanin Andriej Zwiagincew (Loveless), Węgier Kornél Mundruczó (Jupiter’s Moon) i Turek Fatih Akin (Aus dem nichts).
Filmu polskiego zabrakło. Miejmy nadzieję, że nie za sprawą „Wielkiej Iluzji” – tak Macrona nazwał tygodnik Valeurs – bo, jak pamiętamy, Jego Wysokość ostatnio nie zanadto przychylnie o nas się wypowiadał. Wprawdzie mówił o naszej demokracji, a nie kinematografii, ale… Tak czy inaczej w konkursie 70. Festiwalu w Cannes nas nie ma, choć polski akcent jest. Obok Polańskiego w sekcji klasyki pokazany będzie „Człowiek z żelaza” Wajdy w doborowym towarzystwie „Piękności dnia” Buñuela i „Powiększenia” Antonioniego. Ponadto z okazji festiwalowego jubileuszu organizatorzy zaprosili Davida Lyncha (Złota Palma za Dzikość serca) i Jane Campion, jedyną kobietę uhonorowaną Złotą Palmą za pamiętny „Fortepian” odgrywający miłość tajemnicą uwzniośloną.
Na ulicach Paryża już pojawiła się gorejąca czerwień oficjalnego plakatu 70. Cannes z roztańczoną Claudią Cardinale. To również kolor mitycznego dywanu rozkładanego na schodach filmowego pałacu, po których wspinają się w rytuale próżnego orszaku kolejne ekipy filmowe. Czerwień dominuje też w filmach Don Pedra Almodóvara z La Manchy. Złotej Palmy nigdy nie zdobył, choć jest stałym bywalcem Cannes. W tym roku przewodzi jury, więc przyzna ją komuś innemu. Ten mistrz fobii z miasta Don Kichota zrobi to w dniu 35. rocznicy śmierci zjawiskowej Romy Schneider, o czym przypomnieli nieznani policji jej „fani”, otwierając grób aktorki w podparyskim Boissy-sans-Avoir.
Romy, Polański, Haneke – z „Happy Endem” lub nie – to kino z życiem przemieszane. Tak bywa, ale przecież zawsze z jakimś The Endem.



Najpopularniejsze

Zobacz także