Więzienne love story
przez
, 19 lutego 2012 o 17:50 (3505 Odwiedzin)
On – przystojny, inteligentny, wszechstronnie wykształcony. Ona – dziewczyna z przedmieść, należąca do brutalnej bandy. On był dyrektorem zakładu karnego, w którym ona miała odbyć karę dziewięciu lat pozbawienia wolności. Postawili wszystko na jedną kartę. Czy obydwoje? Teraz przed sądem w Wersalu on cytuje słowa piosenki édith Piaf: „Niczego nie żałuję”.
W styczniu 2006 roku Emma, rudowłosa piękność o wyrazistych czerwonych wargach i imponujących kształtach, wcieliła się w „modliszkę”. Taka ksywa już do niej przylgnęła na zawsze. Należała do Bandy Barbarzyńców działających na podparyskich przedmieściach. Hersztem był pochodzący z Wybrzeża Kości Słoniowej, ale urodzony w Paryżu, Youssouf Fofana. To Emma wskazała Fofanie przyszłą ofiarę, młodego Żyda, Illana Halimiego, zatrudnionego w butiku z telefonami komórkowymi. Fofana chętnie się zgodził, „bo skoro Żyd, to musi być nadziany, więc dadzą za niego okup”. Pięć dziewczyn usiłowało zwabić ofiarę w pułapkę, ale udało się to dopiero Emmie. Przez 24 dni dwudziestoosobowa banda przechodziła siebie, żeby pokazać chłopakowi, czym jest piekło przed śmiercią. W wyniku autopsji u Illana Halimiego stwierdzono oparzenia ciała w 80 procentach, liczne krwiaki i złamania oraz kilkakrotne podcięcia gardła białą bronią. Lekarz sądowy orzekł, że żadne z tych obrażeń nie było śmiertelne. Oprawcy chłopaka porzucili go w pobliżu torów szybkiej kolejki podmiejskiej, po tym jak stracili nadzieję, że dostaną za niego okup – pół miliona euro. Przewieziony do szpitala chłopak jeszcze kilka dni żył. Zmarł w wyniku ran, wyziębienia (był styczeń) i wygłodzenia organizmu.
„U Twojego boku mogę czynić cuda”.
Do gangu należało 27 osób. Poza Youssufem Fofaną czołowe postacie bandy to Christophe – geniusz informatyczny i mózg operacji. Jean-Christophe. Małolat. Wyróżnił się wyjątkowym okrucieństwem w torturowaniu Illana. Samir, ojciec trójki dzieci, wielokrotnie skazany za handel narkotykami. To on udostępnił swoje mieszkanie. Yahia, analfabetka. Pierwsza próbowała zwabić ofiarę. Pomagała jej Fabrice. Licealistka. Gilles. 39 lat. Dozorca domu, w którym trzymano Illana. Franco Louise, zwany Pak-Pak to pochodzący z Mauritiusa były mistrz Francji w boksie tajlandzkim, „ochroniarz” Fofany. Audrey Lorleach, zwana Nataszą. Studentka medycyny zarabiająca w bandzie na studia jako wabik. Jednak najważniejszą obok herszta postacią była Sorour Arbabzadeh, znana także jako Yalda albo Emma.
Jest piękna. Pochodzi z Iranu i w chwili, gdy rozgrywał się ten dramat, była małolatą. Do Francji przybyła, gdy miała jedenaście lat. Matka, pielęgniarka, jest uchodźcą politycznym. Ojciec zginął jeszcze w Iranie w wypadku samochodowym. Siostra jest umysłowo upośledzona, co było wynikiem brutalności ojca. W trzy lata po przyjeździe do Francji, mającą 14 lat Emmę zgwałciło trzech chłopaków. Matka wycofała pozew do sądu, kiedy sprawcy stwierdzili, że dziewczyna była chętna. Sprawą zainteresowały się miejscowe władze edukacyjne i socjalne. Z takim skutkiem, że Emma kilkakrotnie usiłowała popełnić samobójstwo. Fatalnie się uczyła. Powtarzała kolejne klasy, aż trafiła do Gangu Barbarzyńców. Kolejno była kochanką kilku członków bandy. Psychiatrzy orzekli, że ma „osobowość uwodzicielki” i potrafi znaleźć taki klucz do psychiki człowieka, który otworzy jego duszę. Za udział w porwaniu i torturach Emmę skazano na dziewięć lat pozbawienia wolności.
Piękny i bestia
Przystojny, atrakcyjny, męski. Niejednej niewieście kolana by zmiękły na jego widok. Wszechstronnie wykształcony w najlepszych uczelniach Francji. Wytrawny znawca sztuki. Maluje w chwilach wolnych od pracy. Florent Goncalves jest najmłodszym dyrektorem zakładu karnego we Francji. Ma 42 lata. Emma jest niemal o połowę młodsza. Władze penitencjarne chwalą Florenta za wyjątkowo skuteczne działanie. Znakomity organizator, który, jak podkreślają jego przełożeni, z wielkim poczuciem człowieczeństwa prowadzi więzienie dla kobiet w Wersalu pod Paryżem. To do tego zakładu karnego trafia rudowłosa piękność – Emma. „Wabik” Gangu Barbarzyńców.
Jest grudzień 2009 roku. W biurze dyrektora więzienia Emma wyznaje mu miłość. Zapewnia, że się w nim zakochała. Obydwoje ogarnia szał namiętności. To nie rodzi się powoli. To uderza jak piorun. Rosną emocje. Uczucie nabiera niesłychanej mocy. Ale to nie jest „basic instinct”, to żywiołowa, porywająca pasja. – Z obydwu stron – zapewnia na rozprawie Florent. – Nie chciałam go uwieść. To była miłość. Prawdziwa miłość. Nie wiem, jak to się stało, że się w nim zakochałam. Nie chcę o tym mówić. To jest moje życie prywatne – mówi przed sądem. W grudniu 2010 roku dyrektor zakładu karnego przynosi więźniarce karty telefoniczne. Chodzi o to, aby mogli być w ciągłym ze sobą kontakcie. Te karty to główny element oskarżenia przeciwko Florentowi. Jego adwokaci pukają się w głowę – gdyby to miało być powodem procesów przeciwko więźniom we Francji, to takich spraw codziennie byłyby setki. No ale Emma jest bardzo specjalnym więźniem – należała do Bandy Barbarzyńców, a to była sprawa bardzo głośna we Francji. Florent i Emma piszą do siebie SMS-y, prowadzą rozmowy na Facebooku, chcą mieć ze sobą jak najczęstszy kontakt.
Niefaworyzowana faworyta
Florent zaprzecza, że ze względu na ich związek dziewczyna miała jakieś przywileje. – Nikogo nie faworyzowałem – mówił w czasie ubiegłotygodniowego procesu. Przez dwa lata kochali się dwa razy. W sali komputerowej. Ich romans ujrzał światło dzienne, kiedy ujawniły to współwięźniarki zazdrosne o względy dyrektora wobec Emmy. Dwie dziewczyny z tej samej Bandy Barbarzyńców odsiadujące swoje wyroki w celi z Emmą nazywały ją „panią dyrektorową”.
Gdy wybuchła afera, jego żona spakowała manatki i odeszła z dziećmi. On został odsunięty od pracy w więziennictwie. Emmie skrócono wyrok i wcześniej wyszła z więzienia. I wtedy stało się coś dziwnego. Na wolności nieograniczonej kratami, judaszem i pomieszczeniem zakładu karnego, w którym obydwoje przebywali pod tym samym dachem, zgodnie stwierdzili, że nie ma przed nimi przyszłości bez krat. – To mnie kosztowało wszystko, co było moim życiem – powiedział Florent, ale znów powtórzył słowa piosenki édith Piaf: „Niczego nie żałuję”. Oskarżycielka udowadniała, że jest on człowiekiem niebezpiecznym, że faworyzował jednych więźniów kosztem drugich.
Sąd wymierzył mu wyrok dwóch lat pozbawienia wolności, w tym rok z zawieszeniem oraz grzywnę w wysokości 10 tysięcy euro. Ma dożywotni zakaz sprawowania jakichkolwiek funkcji publicznych. O powrocie do więziennictwa czy do administracji państwowej nie ma mowy. Jest zrujnowany. Ma złamaną karierę, a jego życie osobiste legło w gruzach. Ale nie żałuje tego „romansu za kratami”. Na sali sądowej siedzieli koło siebie i szeptali jakieś słówka. Sędzina ich rozsadziła. Po odczytaniu wyroku oświadczyła, że „nie może być mowy o żadnej historii miłosnej między kobietą a mężczyzną, bo to był związek dyrektora zakładu penitencjarnego i więźniarki”. Te słowa wywołały rozgoryczenie byłego dyrektora, bo dla niego to było wspaniałe uczucie. Jego adwokat powiedział, że Florent nie wie, co będzie robił, jak wyjdzie na wolność, ale ten przypadek jest dowodem na to, że każdy z nas jest człowiekiem, w którym drzemią niewyobrażalne pokłady namiętności. Emma została skazana na rok więzienia i osiem miesięcy z zawieszeniem.
Marek Brzeziński
Na podst.: Le Parisien, Le Figaro, Le Monde, France Info, LCI, BFM TV