X

Wyszukiwarka portalu iFrancja

Idź i rysuj, chłopcze! – Paryski nie-co-dziennik

Artykuł wprowadzono: 28 stycznia 2018

No i ów chłopiec o smutnych oczach, syn zamożnego neapolitańskiego bankiera i kreolskiej dziewczyny, wtedy jeszcze Edgar de Gas (z czasem zmienił pisownię nazwiska na Degas) posłuchał rady starego mistrza Ingresa. Został wirtuozem lekkości, precyzji, finezji kreski, czyniąc z rysunku centrum swych artystycznych poszukiwań.






W setną rocznicę jego śmierci Musée D’Orsay zorganizowało ekspozycję Degas Danse Dessin, inspirując się książką Paula Valéry o tym samym tytule napisanej 20 lat po śmierci malarza. Jej treść to twórczy komentarz paryskiej wystawy prezentującej malarstwo, rysunek, pastele i rzeźbę Degasa, fotografie oraz dokumenty archiwalne. Do 25 kwietnia sale Orsay są niczym rozdziały książki Valéry’ego oddającego hołd malarzowi powszechnie kojarzonemu z baletnicami.

Edgar Degas prawie nie opuszczał Montmartre’u. Urodził się w Paryżu w 1834 roku przy ulicy Saint-Georges 8. Przez 25 lat mieszkał na czwartym piętrze domu przy Victor-Massé 37, a po przeznaczeniu budynku do rozbiórki przy Boulvard de Clichy. To czas, kiedy kawiarniane życie było specjalnością artystycznej bohemy. Malarz był stałym bywalcem Café Guerbois, historycznego miejsca spotkań impresjonistów, oraz Café de la Nouvelle Athènes na Pigalle’u, z wymalowanym na suficie wielkim zdechłym szczurem. Kawiarnie stanowiły scenografię do wielu jego obrazów. Jak słynny „Absynt” z parą przygnębionych samotników siedzących właśnie w Nowych Atenach – ona pochylona nad kieliszkiem absyntu, on nad mazagranem. Oprócz kawiarni Degas był wielkim miłośnikiem Opery, no i… burdeli. Domy publiczne zwane eufemistycznie domami tolerancji niczym Opera Garnier były nieodłącznym elementem paryskiego życia. Obok świadczenia usług seksualnych pełniły rolę miejsc spotkań towarzyskich.

Degas przez 60 lat obserwował kobiety z precyzją entomologa. Baletnicom poświęcił najbardziej znane pastele, inne rozbierał kunsztem swej kreski, tworząc z nagości spektakl napięcia między pięknem a brzydotą. Bez cienia hedonizmu, bez uwodzenia oka. Eksplorował cielesną nagość, jej dwoistość: przyjemność i cierpienie, siłę i kruchość, pożądanie i wstręt. Malował kąpiące się, myjące, suszące, czeszące, śpiące. Rozbierał je, zdzierał maski, zamazywał twarze. Praczki, prasowaczki, modystki, akrobatki, tancerki, kobiety przy toalecie. – Moje kobiety są proste; jak zwierzątka się sobą zajmują. Nazywają mnie malarzem tancerek, ale najważniejsze jest uchwycenie ruchu. Temu też służyły malowane przez niego hipiczne wyścigi. Konie poruszające się niczym w pointach. Tancerki i konie. Jego obrazy dobrze się sprzedawały. Kiedy za „Tancerki przy drążku” otrzymał 475 tys. franków, stwierdził: – Sam jestem jak koń wyścigowy, który wygrywa Grand Prix i zadowala się swoją porcją owsa.

Inspiracji szukał nie tylko w operze, burdelu czy na wyścigach konnych, również włócząc się po ciemnych zaułkach Paryża. Łączony z impresjonistami nie utożsamiał się z ich kręgiem. Nie interesował go pejzaż ani efekt zmieniającego się światła. Choć uczestniczył w wystawach impresjonistów, to prócz kolorów niektórych pasteli niewiele go z nimi łączyło. Był malarzem fragmentaryczności. Operował grubym konturem, zamaszystą kreską, dbał o dekoracyjność linii. Jego kompozycje są śmiałe, przedłużane poza ramy obrazu. Swobodnie rozmieszczał postacie, ucinając ich fragmenty w dowolny, nieklasyczny sposób, zawsze jednak dbając o wyrazisty rysunek. Stosowana przez niego maniera ciasnego kadru zapowiadała współczesną fotografię.

Degas to dość dziwaczna postać w bohemie paryskich artystów. Światowiec. Dobrze urodzony, majętny, inteligentny, zjadliwy. Jego skłonność do szyderstwa, ponure usposobienie oraz antysemickie nastawienie odstraszały przyjaciół. Zgorzkniały esteta ubierany w kostium mizantropa i mizogina, uważany nawet za pornografa. Nigdy się nie ożenił, a jego życie seksualne bywało przedmiotem kpin i podejrzeń o homoseksualizm. – Jest miłość i jest malarstwo – tłumaczył – a ja mam tylko jedno serce. Sam. I to w różnych stanach samotności. Sam w twórczości i życiu, sam w swej wykwintności, powadze, dziwaczności swej natury, wyniosłości, surowości zasad i sądów, w wymaganiach od samego siebie, sam w swej sztuce. Jego pragnienie samotności szło w parze z artystycznymi poszukiwaniami. Obserwacja życia była jego namiętnością. Lubił podpatrywać ludzi. Przekonywał, że jesteśmy stworzeni po to, by obserwować siebie nawzajem i że wystarczy patrzeć, nic nie wymyślać.

– Sztuka jest zwycięstwem piękna nad bólem – twierdził. Lecz pod koniec życia stawał się coraz bardziej obolały. Choroba oczu i głuchota nasiliły się. Na ostatnich obrazach, gdy już prawie nie widział, operował coraz bardziej grubym konturem i zamaszystą kreską. Jego rysunek roztapiał się w jaskrawym świetle. W końcu musiał go zarzucić. Skoncentrował się na rzeźbie. Ociemniały lepił już tylko statuetki tancerek. Ubierał je w tiulowe spódniczki i atłasowe baletki. Kiedy umarł, 150 takich rzeźb znaleziono w jego pracowni. „Jego ręce do końca szukały formy” – kończy Paul Valéry książkę o Degasie, który nawet będąc już „ludzkim wrakiem, był piękny jak stary Homer z oczami wpatrzonymi w wieczność”.

Leszek Turkiewicz



Najpopularniejsze

Zobacz także