X

Wyszukiwarka portalu iFrancja

Dom Chleba (Betlejem) – Światy i wszechświaty (nie-co-dziennik)

Artykuł wprowadzono: 20 grudnia 2017




Nie jesteśmy, stajemy się. Stan bycia w drodze – status viatoris – to źródłowy akt istoty ludzkiej. Również ON nazywał siebie DROGĄ. Nie był bohaterem czy filozofem konstruującym myśli w sposób systematyczny. Nie stworzył kultu, organizacji, kościoła. Był wędrowcem zmierzającym do granic ludzkiego losu, zmagając się ze skończonością, lękiem, ideą Boga w sobie i w nas samych. Pojechałem tam. Tam, gdzie DROGA o imieniu Jezus bierze swój początek.





Według ewangelistów Mateusza i Łukasza Jezus urodził się w Betlejem, w Judei, niedaleko Pustyni Judzkiej. To był świadomy wybór miejsca urodzenia, przewidziany zawiłością planu Jahwe, aby zapowiadany starotestamentowym proroctwem Mesjasz przyszedł na świat w miejscu, gdzie korzenie rodu jego przybranego ojca Józefa sięgały starobiblijnego króla Izraela Dawida. Hebrajska nazwa Betlejem to Bet Lechem (Dom Chleba), arabska – Bait Lahm (Dom Mięsa). Obie pochodzą od położenia na żyznych ziemiach wzgórza wysokiego na 777 metrów, obfitującego w winnice, gaje, urodzajne pola i pastwiska.

Dziś miasto to znajduje się w granicach Autonomii Palestyńskiej, za „murem bezpieczeństwa” postawionym przez władze Izraela po drugiej intifadzie.
Betlejem dzieli 8 km od wschodniej muzułmańskiej dzielnicy Jerozolimy, skąd publicznym busem dojechałem kilkaset metrów od Bazyliki Narodzenia.

Ulicą Pawła VI doszedłem do placu Żłóbka z choinką i szopką. Brukowany dziedziniec zamyka stary mur fasady bazyliki, która bardziej przypomina twierdzę obronną niż świątynię. Prowadzą do niej rzeźbione w drewnie drzwi – wąskie i niskie (1,3×0,7 m), zwane Bramą Pokory, bo wymagają głębokiego pochylenia się, żeby przez nie przejść. W rzeczywistości uniemożliwiały wjazd konno do wnętrza bazyliki. Świątynia z pięcioma nawami oddzielonymi kolumnami z czerwonego kamienia jest ascetyczna i surowa, robi wrażenie zaniedbanej.

Według chrześcijańskiej tradycji pod głównym ołtarzem znajduje się Grota Narodzenia, do której schodzi się stromymi schodami. Miejsce narodzenia Jezusa wyznacza replika skradzionej 300 lat temu srebrnej 14-ramiennej gwiazdy. Położona na marmurowej posadzce zawiera łacińską inskrypcję: Hic de Virgine Maria Iesus Christus natus est. Obok niewielka kaplica upamiętnia żłobek Jezusa, który miał być czymś w rodzaju przenośnego podwójnego kosza zakładanego na grzbiet osła. Do jednego wkładano narzędzia, do drugiego chleb i żywność. Niemowlę położono w koszu na chleb jako symbol zrodzonego chleba, który spożywany ma być nowym życiem, zmienić oblicze świata i stać się ośrodkiem uniwersalnej religii miłości.

Bazylikę Narodzenia zbudowano w 326 roku z inicjatywy św. Heleny, matki cesarza Konstantyna Wielkiego, który ogłosił chrześcijaństwo religią imperium rzymskiego. Powstała w miejscu pogańskiego sanktuarium Adonisa. Częściowo zniszczona przez pożary i powstania Samarytan swój obecny kształt zachowała od czasów Justyniana (połowa VI wieku). Od kilku lat jest wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO i przechodzi pierwszy od lat remont. Oblegana przez turystów nie bardzo sprzyja kontemplacji Boga z twarzą dziecka.

Przed świątynią, na straganie z dewocjonaliami kupuję jakiś gadżet i kieruję się w stronę Groty Mlecznej, gdzie według legendy Maryja z Józefem ukryła się przed żołnierzami Heroda, by nakarmić Niemowlę. Mijam mężczyznę i kobietę. Prowadzą osła. Przyglądają mi się. Mysterium ineffabile… Jak w każdej drobinie materii, zwłaszcza ożywionej, a szczególnie tej myślącej, co łączy sacrum z profanum. Duchowość wcale nie musi być sprawą wiary, ale wizji. Pomyślałem o syndromie jerozolimskim, co dotyka pielgrzymów i turystów przybywających do Jerozolimy. Zaczynają słyszeć głos Boga, popadając w rodzaj manii religijnej, ustępującej dopiero po opuszczeniu Ziemi Świętej.





Zostawiłem Betlejem. Wróciłem do Tel Awiwu, kosmopolitycznej metropolii różnych kultur i tradycji, nowoczesnej, świeckiej, słynącej ze słonecznych plaż oraz dziennych i nocnych uciech życia. Zatrzymałem się w Bloom’s – pubie przywołującym w nazwie i menu nawróconego na katolicyzm Żyda Leopolda Blooma i jego żonę Molly, bohaterów „Ulissesa” Joyce’a. Nie traktowali religii dogmatycznie i w „ich” pubie Jezus też wymyka się sztywnym schematom. Jak czas, którego nie sposób uchwycić w sieć intelektu. Czas, ba, nawet miejsce Jego narodzin budzą kontrowersje. Co do czasu to studia historyczne dawno wykazały, że urodził się w 7 lub 6 roku p.n.e. Dnia i miesiąca nie sposób ustalić, bo do III wieku chrześcijanie nie interesowali się urodzinami Jezusa – dlatego pozostajemy wierni tradycji z IV wieku, kiedy solarny kult przesilenia dnia nad nocą, 25 grudnia, zastąpiono obchodami narodzin Chrystusa, który jako nowa „Światłość objawił się ludzkości pogrążonej w ciemności pogańskiej nocy”. Od kilkunastu lat trwa inna debata: w którym Betlejem się urodził. Bo jest i drugie Betlejem – galilejskie, niedaleko Nazaretu.

Stajemy się. Wiara, niewiara, zwątpienie. Nawet destrukcja dogmatu religijnego nie czyni nas areligijnymi, a tylko wzmaga tęsknotę za sacrum. Na niebie kilka gwiazd. Niech nas prowadzą ku tajemnicy naszej skończoności.

Leszek Turkiewicz




Najpopularniejsze

Zobacz także




Wydarzenia

Ogłoszenia